Zainspiruj się i przeczytaj o podróży swoich marzeń na blogu
Podróż przez nieziemskie bezdroża – wycieczka po Boliwii i Chile
Zostawiamy za sobą suchy, piaszczysty krajobraz i wjeżdżamy do zupełnie innej rzeczywistości. Śnieżnobiała tafla idealnie współgra z błękitem nieba. Na horyzoncie rysują się blade kształty wulkanów. Nie jesteśmy na Antarktydzie. Jest gorąco. W głośnikach naszego jeepa gra Red Hot Chili Peppers, a my mkniemy przez największe na świecie solnisko – Salar de Uyuni. Nieograniczone poczucie wolności potęgowane jest przez brak jakiegokolwiek odniesienia w tej nieograniczonej przestrzeni. Przed nami kilkudniowa wyprawa przez Altiplano. Trasa wiedzie z boliwijskiego miasta Uyuni do chilijskiego miasteczka San Pedro de Atacama. Zapnijcie pasy i otwórzcie szeroko oczy, ponieważ będzie to podróż na księżyc!
Salar de Uyuni
Salar de Uyuni to tak unikatowe na skalę światową miejsce, że postanowiliśmy, iż będzie ono przysłowiową wisienką na torcie naszej objazdowej wycieczki po Boliwii i Chile. Naszą przygodę rozpoczynamy w małym miasteczku Uyuni, które stanowi bramę do tego największego solniska na świecie. Jesteśmy na wysokości 3670 m n.p.m. Ta zakurzona i nieco senna mieścina budzi się do życia o poranku, gdy pod hotele podjeżdżają samochody 4×4 zabierając turystów na wycieczki po Salarze. W samochodzie wygodnie może zmieścić się sześć osób z bagażami. Pakujemy ze sobą cały ekwipunek, ponieważ meta naszej podróży będzie miała miejsce już w Chile, na pustyni Atacama. Zabieramy zapas wody i przekąski na drogę. Przez kolejne trzy dni naszym kierowcą będzie Marco – jowialny i rubaszny Boliwijczyk, doskonale znający te tereny. Będzie naszym przewodnikiem, kucharzem, a czasem nawet fotografem. Pakujemy zatem nasze bagaże na dach jeepa i ruszamy przed siebie.
Pierwszy przystanek znajduje się już 3 km od Uyuni – to cmentarzysko pociągów. Porzucone szkielety lokomotyw i wagonów jeszcze do lat 40. XX wieku transportowały minerały z Andów do portów położonych nad Oceanem Spokojnym. Przemysł wydobywczy jednak upadł, a Boliwia utraciła dostęp do oceanu, pociągi natomiast zakończyły swój żywot na tym pustkowiu w okolicach Uyuni. Cmentarzysko to widok doprawdy osobliwy, pociągi ozdobione są ciekawymi graffiti lub sentencjami i złotymi myślami. To również ciekawa sceneria dla fotografów, można wejść na lokomotywę i spojrzeć na odległy horyzont, na którym majaczą wulkaniczne stożki. Przed wjazdem na solnisko zatrzymujemy się jeszcze w małej osadzie Colchani, której mieszkańcy trudnią się wydobyciem soli i jej przetwórstwem. To ostatnie miejsce, gdzie można zakupić pamiątki z Salar de Uyuni. Kupujemy zatem sól w różnych wariantach – czystą, krystaliczną, ale też z dodatkami czosnku i chili. Zaopatruję się też w krem z wysokim filtrem UV. Na wysokości 4000 m n.p.m. pogoda bywa wyjątkowo zdradliwa – wiatr sprawia, że nie odczuwa się silnego promieniowania słońca.
Nareszcie docieramy na Salar de Uyuni, a naszym oczom ukazuje się długo wyczekiwany widok. Biała tafla soli rozciąga się po horyzont. Gdzieś w oddali majaczą góry, ale są niczym fatamorgana. Ta położona na wysokości 3653 m n.p.m. pustynia solna jest pozostałością po istniejącym w plejstocenie słonym jeziorze, wówczas połączonym z Titicaca i Poopo w jedno jezioro o nazwie Ballivian. Zajmuje ogromną powierzchnię prawie 11 tys. km2 i jest też jednym z najbardziej płaskich rejonów na świecie. Pędzimy jeepem przez tę bezkresną przestrzeń i szukamy idealnego miejsca na sesję fotograficzną. Marco okazuje się specjalistą od zabawy z perspektywą. Jak z rękawa wyciąga pomysły na nowe układy do kolejnych fotografii. Najbardziej spodobał nam się spacer po sznurówce rozpiętej między dwoma butami, nagrany w trybie slow motion. Raz jesteśmy malutcy jak krasnale próbujące uchronić się przed olbrzymią stopą wielkoluda, a innym razem – niczym małe laleczki stoimy na jego dłoni. Po godzinie fotograficznych zabaw udajemy się na wyspę Incahuasi – największą atrakcję solniska. Ten górzysty i skalisty kawałek lądu stanowi pozostałość po wulkanie, który został częściowo zakryty przez wody prehistorycznego jeziora, ok. 40.000 lat temu. Na wyspie rośnie wyjątkowy gatunek kaktusa, który osiąga wysokość od 2 do 10 metrów. Po 15 minutach wędrówki wąską ścieżką docieramy do punktu widokowego, z którego rozpościera się wspaniała panorama na pustynię solną. To bez wątpienia najpiękniejszy widok na ziemi, choć trudno uwierzyć, że wciąż jesteśmy na tej samej planecie.
Na lunch docieramy do restauracji wybudowanej z bloków solnych. Tu z kolei pora na sesję przy pomniku upamiętniającym Rajd Dakar, który odbył się tu po raz pierwszy w 2014 roku oraz przy wysepce z flagami – jednej z wizytówek solniska.
Hotele z soli
Dzień pełen wrażeń kończy się zachodem słońca na pustyni, ale okazuje się, że to nie koniec atrakcji. Noc spędzimy pośrodku pustyni w hotelu wybudowanym z soli! Okazuje się, że nie tylko ściany i podłogi wykonane są z soli, również łóżka, ławki i fotele. Boliwijczycy w niezwykle kreatywny sposób wykorzystali swoje zasoby, by stworzyć jedną z najbardziej unikatowych atrakcji na świecie. Surowe wnętrza wykonane z kamienia, drewna i oczywiście soli ocieplone zostały barwnymi lokalnymi dodatkami. Królują boliwijskie tkaniny i dywany, drewniane meble i stylowe lampy. Nocą z tarasu naszego hotelu można podziwiać rozgwieżdżone niebo z drogą mleczną w roli głównej.
Najbardziej ikonicznym obiektem na Salar de Uyuni jest hotel Palacio de Sal, w pobliżu Colchani. Sufit każdego pokoju zdobi solna kopuła w stylu igloo, co nadaje pomieszczeniom wyjątkowego uroku. Na terenie hotelu mieści się również SPA, basen, a nawet solne pole golfowe! Łóżka natomiast posiadają wbudowane ogrzewanie, dzięki czemu niestraszne Wam będą zimne, boliwijskie noce. Hotel ten zadowoli najbardziej wymagających gości.
Kolorowe laguny, flamingi i skalne formacje
Kolejny dzień naszej objazdowej wycieczki po Boliwii i Chile zapowiada się jeszcze bardziej emocjonująco. Opuszczamy rejon wielkiego solniska i kierujemy się na południe, w stronę Paso de Leon i Rezerwatu Eduardo Avaroa, wznosząc się niejednokrotnie na wysokość powyżej 4000 m n.p.m. Choroba wysokościowa raz za razem daje nam się we znaki. Herbata z liści koki skutecznie pomaga jednak w łagodzeniu jej skutków. Krajobraz wydaje się nie z tego świata. Przecieram oczy ze zdumienia i zastanawiam się, czy to nie efekt cudownej herbatki… Ten księżycowy krajobraz jest pełny życia! Wzdłuż drogi spaceruje stado wikunii, a po lagunie brodzą setki flamingów! W oddali majaczy zaś masywny stożek wulkanu Ollague. Tego dnia zatrzymujemy się nad czterema bajecznymi lagunami: Cañapa, Hedionda i Chiarcota, ale największe wrażenie robi na nas Laguna Colorada o charakterystycznym bordowym kolorze. Swoją barwę zawdzięcza glonom, a białe plamy na jej powierzchni to wyspy boraksu. Każda z lagun ma w sobie coś urzekającego, każda jest inna, ale tym, co łączy je wszystkie, są właśnie flamingi. Boliwijskie Altiplano zamieszkują trzy gatunki andyjskich flamingów. Po każdej z lagun brodzą ich setki, nadając surowemu krajobrazowi niebywałego uroku i ciepłej różowej barwy.
Wzbijając tumany kurzu pędzimy przez pustynię Siloli, by zobaczyć niezwykłe formacje skalne, w tym wysokie na 5 metrów skalne drzewo (hiszp. Arbol de Piedra). Wiatr niesie tutaj nie tylko piach, ale także sól, co wzmacnia jeszcze efekt erozji na tutejszych skałach. Podstawa „drzewa” zbudowana jest z kwarcu, który jest wrażliwy na działanie wiatru, górna część natomiast tworzona jest w znacznej części przez rudę żelaza, co czyni ją bardziej odporną na erozję, a tym samym nadaje skale kształt ogromnego drzewa.
Kolejną noc spędzamy na wysokości 4300 m n.p.m., również w hotelu zbudowanym z bloków solnych. Warunki są już nieco skromniejsze, ponieważ znajdujemy się praktycznie na zupełnym odludziu, z dala od cywilizacji. Wieczór umila nam boliwijskie wino. Otóż to, nie każdy kojarzy Boliwię z uprawą winorośli, tymczasem w dolinie Tarija znajduje się ok. 2,5 tys. hektarów winnic, z których pochodzi intensywne w smaku, bo dojrzewające na wysokości 3000 m n.p.m. winogrono. Salud!
Gejzery, baseny geotermalne i pustynia Salvadora Dalego
Ostatni dzień w Boliwii rozpoczyna się wyjątkowo wcześnie, kierujemy się bowiem do gejzerów Sol de Manana, które największą aktywność przejawiają o wschodzie słońca. Ten aktywny geotermalnie obszar zajmuje powierzchnię 10 km2 i znajduje się na wysokości 4850 m n.p.m. Zjawisko, które mamy okazję obserwować sprawia, że szybko zapominamy o wczesnej pobudce i wypitym poprzedniej nocy winie. Spacerujemy pomiędzy gejzerami i oczkami z błotem i wrzącą wodą zachwycając się nieokiełznanymi siłami natury. Gorąca para unosi się na wysokości 15 metrów, a z wnętrza ziemi wydobywa się drażniący nozdrza odór siarki. Następnie opuszczamy teren gejzerów, by przenieść się w region nieco bardziej przyjazny dla człowieka, gdzie można zanurzyć się w ciepłych geotermalnych źródełkach. Po niepełnej godzinie jazdy docieramy do Polques Hot Springs utworzonych przez wulkaniczną aktywność okolicznego wulkanu Polques. Ten dzień nie mógł rozpocząć się lepiej! Co prawda, rozebranie się do kostiumu przy temperaturze 0°C stanowi nie lada wyzwanie, ale woda w basenach osiąga już 29°C. Ta kąpiel to doskonałe zwieńczenie trzydniowej podróży przez Altiplano, okazuje się jednak, że to jeszcze nie koniec! Przed nami jeszcze kilkadziesiąt kilometrów do granicy z Chile. Przemierzając Rezerwat Eduardo Navaroa docieramy do obszaru nazywanego pustynią Salvadora Dalego. Surowy, surrealistyczny krajobraz jest niepokojąco piękny, niczym dzieła tego hiszpańskiego artysty. Po kilkunastu minutach z tej bezkresnej przestrzeni wyłaniają się tafle dwóch ostatnich lagun – zielonej i białej. Laguna Verde zawdzięcza swój kolor pokładom arszeniku i magnezu, które to minerały poruszane wiatrem nadają wodzie barwy od turkusu do głębokiego szmaragdu. Podobno woda w lagunie może mieć temperaturę nawet -56°C, a swój stan ciekły zawdzięcza występowaniu w jej składzie tych minerałów. Ponad lagunami wznosi się majestatyczny stożek wulkanu Licancabur (5920 m n.p.m.).
Powoli zbliża się czas pożegnania z piękną Boliwią. Docieramy do granicy z Chile, gdzie czeka nas jeszcze wyjątkowo dokładna kontrola celna. Po drugiej stronie natomiast rozciąga się przed nami Atacama – najsuchszy obszar na świecie.
Pustynia Atacama
Przed nami ciąg dalszy naszej objazdowej wycieczki po Boliwii i Chile! Z Marco żegnamy się na granicy. Po drugiej stronie czeka na nas już chilijski kierowca, który zawozi nas do kolejnej kontroli granicznej. W Chile obowiązują rygorystyczne przepisy fitosanitarne: wjeżdżając do tego kraju należy wypełnić deklarację celną i zgłosić wszelkie owoce, warzywa, produkty pochodzenia zwierzęcego, nasiona oraz rośliny. Na granicy bagaże są szczegółowo kontrolowane, a w przypadku znalezienia niezadeklarowanych wcześniej produktów pochodzenia roślinnego lub zwierzęcego nakładane są bardzo wysokie kary, aż do 400 USD. Nawet na tak rzadko uczęszczanym przejściu granicznym, jak to z Boliwią, kontrole przeprowadzane są bardzo szczegółowo.
Po godzinie docieramy do miejscowości San Pedro de Atacama. Znajdujemy się na wysokości 2400 m n.p.m. i od razu czujemy, że do naszych płuc dopływa większa ilość tlenu. Kwaterujemy się w klimatycznym hotelu zbudowanym z wypalanej cegły adobe. Swoim wyglądem i wystrojem nawiązuje on do architektury miasteczka oraz surowego krajobrazu pustyni Atacama. Przez kilka dni będzie on naszą bazą wypadową na jednodniowe wycieczki po okolicy. Samo miasteczko jest niewielką oazą z licznym restauracjami, kawiarniami i agencjami turystycznymi organizującymi wycieczki po Atacamie. Znajdziemy tu również duży wybór kantorów, gdzie można wymienić bolivianos i dolary amerykańskie na chilijskie peso.
Pustynia Atacama jest najsuchszym miejscem na naszej planecie. Na niektórych jej obszarach przez 450 lat nie odnotowano ani kropli deszczu! Warte szczególnej uwagi są dwie piaszczysto-solne doliny – Dolina Księżycowa (Valle de la Luna) i Dolina Śmierci (Valle de la Muerte). Zaobserwować tu można ciekawe formacje geologiczne, kształtowane wiekami przez erozję wietrzną, a także ogromne piaszczyste wydmy, po których można zjeżdżać na desce sandboardingowej. Obie doliny znajdują się blisko San Pedro i są najpopularniejszym celem wycieczek. Na terenie Atacamy znajdziemy również wspaniałe wysokogórskie laguny Chaxa, Miscanti i Miñiques położone na terenie Rezerwatu Flamingów oraz gejzery Tatio, leżące na wysokości 4200 m n.p.m.
Tymczasem my – kuszeni przez kilka dni widokami wulkanicznych stożków – decydujemy się na trekking na aktywny wulkan Lascar o wysokości 5592 m n.p.m. Po kilkudniowej podróży przez Boliwię i pobycie na dużych wysokościach jesteśmy już całkiem nieźle zaaklimatyzowani. Poza tym, trekking nie jest bardzo wymagający – dobra kondycja fizyczna, wygodne buty trekkingowe i aklimatyzacja to trzy główne warunki, które należy spełnić, by dobyć szczyt wulkanu. Z hotelu wyjeżdżamy jeepami o 5 rano i już po 2 godzinach jazdy jesteśmy przy pięknej lagunie, w której odbijają się ośnieżone wierzchołki gór. To wymarzona sceneria na śniadanie! Świeże guacamole z chrupiącym pieczywem i wyśmienita kawa – czegóż chcieć więcej? Ostatnia odprawa przed rozpoczęciem trekkingu i wyruszamy. Jeepy wywożą nas na wysokość 4600 m, skąd rozpoczynamy naszą wędrówkę stromym zboczem. Krok za krokiem, równomierny oddech, wsłuchiwanie się w ciało i w umysł. Trekking na takiej wysokości jest czymś w rodzaju medytacji. Po 2 godzinach docieramy do pierwszego celu: pode mną znajduje się ogromny krater wulkanu Lascar, wypełniony tonami popiołu i materiału piroklastycznego. Dostrzegam szczeliny, z których wydobywa się dym. Za mną krajobraz, który mógłby być scenerią filmu science-fiction. Czerwono-brunatne góry pokryte są gdzieniegdzie płatami śniegu, a w oddali rozciąga się pustynny płaskowyż. To nie koniec wspinaczki: najwyższy wierzchołek wulkanu znajduje się jakieś 300 metrów wyżej. Ten odcinek stanowi już prawdziwe wyzwanie. Zaczynam naprawdę odczuwać wysokość – po zrobieniu dziesięciu kroków potrzebuję minuty przerwy, by uspokoić oddech i zwalczyć coraz częściej pojawiające się mdłości. Nie ma już mowy o kontemplacji widoków. Ostatnie kilkadziesiąt metrów przed szczytem to już praca nad sobą, nad psychiką i wsłuchiwanie się w swoje ciało. To chwile zapamiętam chyba bardziej niż te kilka minut spędzonych na szczycie wulkanu, gdzie robię tylko kilka pamiątkowych zdjęć i szybko schodzę, uciekając przed silnym wiatrem i dolegliwościami. Lascar został zdobyty! Dziękuję!
Sukces celebrujemy wieczorem przy butelce dobrego chilijskiego wina. Wyprawa po księżycowej krainie dobiega końca i nazajutrz lecimy do Santiago, skąd czeka nas samolot powrotny do domu. Patrzymy na niebo usiane milionem gwiazd chłonąc pozytywne wibracje jakie przekazuje nam wszechświat. Południe Boliwii i Atacama okazały się kosmosem w pigułce. Czy jeszcze coś jest w stanie nas zadziwić po tej podróży? Mam nadzieję, że tak, ponieważ apetyt na świat niezmiennie rośnie, a za każdym zakrętem pojawia się coś jeszcze bardziej zaskakującego i wprawiającego w osłupienie.
Naturalne skarby Andów. Niesamowita podróż po Ameryce Łacińskiej | Lima, Arequipa, Kanion Colca, Puno, Jezioro Titicaca, Copacabana, Isla del Sol, La Paz, Salar de Uyuni, San Pedro de Atacama, Santiago de Chile
Podróż przez trzy kraje Ameryki Południowej pozwoli Wam odkryć różnice i podobieństwa pomiędzy Peru, Boliwią i Chile. Odwiedzicie trzy stolice tych krajów oraz najbardziej popularne atrakcje przyciągające turystów w te piękne i malownicze tereny.