Alfabet gruziński, czyli dlaczego warto jechać do Gruzji # 1

Zainspiruj się i przeczytaj o podróży swoich marzeń na blogu

Alfabet gruziński, czyli dlaczego warto jechać do Gruzji # 1

Jeszcze chwila, jeszcze parę tygodni, a zacznie się sezon na Gruzję! Teraz jeszcze śnieg zalega na górskich przełęczach, jeszcze działają wyciągi narciarskie, ale już powolutku do życia budzą się rośliny w batumskim ogrodzie botanicznym, Morze Czarne coraz częściej odbija błękit nieba, a pędy winorośli w winem płynącej Kachetii zaczynają się nieśmiało zielenić. Może więc warto zabrać się za planowanie wycieczki do Gruzji – kraju o wielkości dwóch polskich województw, w którym w ciągu jednego dnia można przenieść się znad ciepłego morza do podnóży pokrytych wiecznym śniegiem pięciotysięczników, gdzie muzyka, taniec i wino uderzają do głów, a pradawna historia wciąż żyje w poczerniałych freskach pamiętających pierwsze wieki naszej ery?

Zapraszamy do lektury pierwszej części alfabetu gruzińskiego. Druga ukaże się niebawem – na tyle szybko, byście bez pośpiechu mogli podjąć decyzję o podróży do Gruzji, którą z przyjemnością uszyjemy dla Was na miarę! 

Anatori – Przełęcz Atsunta (3431 m n.p.m.); zaraz za nią zaczyna się Czeczenia

Anatori – Przełęcz Atsunta (3431 m n.p.m.); zaraz za nią zaczyna się Czeczenia

A  

Achalcyche

Stolica regionu Samcchce-Dżawachetia, położonego w południowo-zachodniej części Gruzji, słynie właściwie z jednego miejsca – potężnej twierdzy Rabati. Nazwa miasta, którego korzenie sięgają wczesnego średniowiecza, oznacza po prostu Nowy Zamek, i pochodzi z końca XII wieku, kiedy to zaczęło rozrastać się wokół ufortyfikowanej twierdzy. Podbite pod koniec XVI wieku przez imperium osmańskie, słynęło z etnicznej i religijnej różnorodności – i do dziś znajdziecie funkcjonujące tu obok siebie kościoły ormiańskie, prawosławne, katolickie, synagogę i meczet. Jeszcze niedawno twierdza Rabati leżała w gruzach, a jej kształtu można było się jedynie domyślać, lecz w 2011 roku wreszcie znalazły się środki na jej renowację, a właściwie całkowitą przebudowę. Twierdza wygląda, jakby została wzniesiona od nowa, co niektórym przeszkadza, a innych zachwyca. Dyskusje i rozważania, czy Rabati całkowicie straciło swój zabytkowy charakter, czy też zyskało szansę na drugie życie, wciąż rozpalają Gruzinów. Niewątpliwie budowla sprawia bardzo przyjemne wrażenie, pięknie rzeźbione balustrady balkonów i złota kopuła meczetu wabią wzrok, a imponująca iluminacja powoduje, że o niebieskiej godzinie jest tu po prostu fantastycznie.

Achalcyche – w części fortecy mieści się najbardziej luksusowy hotel w mieście

Achalcyche – w części fortecy mieści się najbardziej luksusowy hotel w mieście

Alfabet

Jedni mówią, że wygląda jak rozrzucony makaron. Ponoć nieprzepadający za Gruzinami mnich Mesrop Masztoc, twórca ormiańskiego alfabetu, miał wyrzucić ze swej miski długi makaron, który ułożył się w fantastyczne kształty, i orzec, że tak właśnie będzie wyglądać alfabet gruziński. Tak mówią ci, którzy szydzą. Inni twierdzą, że alfabet stworzyła królowa Tamar, która sypnęła swymi pięknymi, krętymi włosami, i dlatego jest on tak wdzięczny, unikatowy i przypominający misterny haft. Tak mówią ci, którzy podziwiają. A jaka jest prawda? A kto to wie! O pochodzenie i wiek gruzińskiego alfabetu uczeni wciąż toczą spory, przedstawiając najrozmaitsze teorie: a to że powstał już 8 tys. lat temu i jest jednym z najstarszych alfabetów ludzkości, a to, że ułożył go król Parnawaz I, który w IV wieku p.n.e. rządził wschodnio-gruzińskim królestwem Iberia i z jego czasów pochodzi najstarsza inskrypcja gruzińska, a to, że pierwszym zabytkiem gruzińskiego pisma jest napis z 430 roku. Na rozstrzygnięcie nie ma co liczyć, pozostańmy więc może przy wersji z królową Tamar – wszak uroda tego alfabetu nie budzi wątpliwości!

Ali i Nino 

Spacerując batumskim bulwarem na pewno zwrócicie uwagę na oryginalny pomnik – ażurowe sylwetki kobiety i mężczyzny, obracające się wokół własnej osi, zbliżające się do siebie, niemal (ale zawsze tylko niemal) zlewające się w jedną całość. Ali i Nino to gruzińscy Romeo i Julia, bohaterowie książki o niemożliwej do zrealizowania miłości między ubogim muzułmaninem z Azerbejdżanu i pochodzącą z gruzińskiej szlachty chrześcijanką. Akcja powieści rozgrywa się przed I wojną światową i choć na pierwszy plan wysuwa się historia miłosna, to jednak książka nie jest wyłącznie romansem. Różnice kulturowe i religijne, kwestie podejścia do ról społecznych, europeizacji, wiary czy zasad – zdecydowanie płaszczyzn w tej książce jest więcej. Lektura obowiązkowa przed wyjazdem do Gruzji!

Ali i Nino na batumskiej promenadzie

Ali i Nino na batumskiej promenadzie

B  

Bordżomi

Jeśli chcecie przypomnieć sobie, jak przed dwudziestu (co najmniej) laty wyglądała Krynica Górska, wybierzcie się do Bordżomi! Uzdrowisko, znane już w czasach starożytnych, a następnie ponownie odkryte przez rosyjskich żołnierzy, swój okres świetności przeżyło w czasach radzieckich. Tym, co przyciągało tu niezliczonych kuracjuszy, była woda mineralna, mająca leczniczy wpływ na drogi żółciowe i przewód pokarmowy. Teoretycznie uzdrowisko jest modernizowane, w praktyce jednak na każdym kroku dostrzec można ślady po czasach sowieckich. Jednym z nich jest uroczo staroświecka, jednowagonikowa kolejka, którą wyjechać można na szczyt wznoszącego się w parku zdrojowym wzgórza. Wagonik ponoć nie był zmieniany od lat 50., więc przejażdżka nim to niezły sposób na podniesienie sobie poziomu adrenaliny!

Bordżomi

Bordżomi – przejażdżka kolejką ekscytujące (choć ze względu na jej stan też nieco deprymujące) przeżycie

Batumi

Historia sięgająca starożytnych mitów, gorączka czarnego złota, jeden z najważniejszych portów Morza Czarnego i niegdysiejszy symbol luksusu i egzotyki… A jakie dziś jest Batumi? Z pewnością nie przypomina już tego, o którym w latach 60. śpiewały Filipinki. Zamiast cykad słychać tu raczej samochody, a w krajobrazie dominują wieżowce nie bez kozery porównywane z dubajskimi. Choć wciąż jeszcze można doszukać się willi pamiętających czasy, gdy ropa tryskała z ziemi, przyczyniając się do powstania niewyobrażalnych fortun, to jednak miasto zdecydowanie stawia na nowoczesność.

Diabelskie koło na wieżowcu Uniwersytetu Technologicznego. Choć imponuje rozmachem, ani razu się nie zakręciło…

Na targu rybnym w Batumi można nie tylko zaopatrzyć się w świeże ryby, ale i zyskać pole do ciekawych obserwacji społecznych!

Niezależnie od tego, jak długo potrwa Wasz pobyt w Batumi, koniecznie musicie przespacerować się nadmorskim bulwarem i zadumać się przy rzeźbie Ali i Nino, przysiąść na kawę przy Placu Europy, sprawdzić, czy diabelski młyn na Uniwersytecie Technologicznym już się kręci (w 2021 roku losy budynku były wciąż nieznane). A jeśli macie więcej czasu, przejedźcie się do stuletniego Ogrodu Botanicznego, w którym nie tylko zobaczycie rośliny z aż dziewięciu stref klimatycznych, lecz także będziecie podziwiać widok na położone około 10 km dalej, wyjątkowo malowniczo prezentujące się stąd Batumi.

Batumi – Ogród Botaniczny

Widok na Batumi z odległego o ok. 10 km Ogrodu Botanicznego

C  

Czacza

Mocna, łatwo dostępna i zwodniczo smaczna – czacza jest wszędzie! Pędzona z wytłoczyn winogronowych wódka sprzedawana jest w plastikowych butelkach po rozmaitych napojach, przede wszystkim coca coli. Gdzie można ja kupić? Na przykład prosto z kosza na stoisku z dewocjonaliami w Mcchecie. Albo na zapleczu eleganckiego sklepu jubilerskiego przy głównej ulicy Batumi (niestety, czołowa batumska atrakcja, czyli fontanna z czaczą, już nie działa). Potrafi mieć dobrze ponad 50%, co jednak nie przeszkadza Gruzinom delektować się nią o każdej porze. Niekiedy można nawet usłyszeć opinię, że czaczą należy raczyć się już od przebudzenia – wszak należy organizm po nocy zdezynfekować, a w dzień wkroczyć z należytym humorem! 

Czakrulo

Tradycyjne pieśni polifoniczne, śpiewane podczas supry i wykonywane na festiwalach, wymagające szczególnych umiejętności głosowych, traktują przede wszystkim o miłości i historii. Zawarta w nich bogata metaforyka powoduje, że aby należycie pojąć ich znaczenie, trzeba dobrze znać gruzińską rzeczywistość. Ich znaczenie jest tak duże, że w 1977 roku nagrana na dysk pieśń czakrulo została wystrzelona przez NASA w kosmos, w ramach programu Voyager, mając ukazywać różnorodność życia i kultur na Ziemi. Nagranie przeznaczone było dla ludzi z przyszłości… lub pozaziemskich cywilizacji! W 2008 roku czakrulo wpisane zostało na listę niematerialnego dziedzictwa kulturowego UNESCO.

D

Dagny Juel Przybyszewska

Postać ze wszech miar nietuzinkowa, muza Młodej Skandynawii i Młodej Polski, utalentowana pisarka i pianistka, ukochana Strindberga i Muncha, wreszcie – żona Smutnego Szatana, najsłynniejszego polskiego dekadenta i karmiącego się skandalem pisarza – Stanisława Przybyszewskiego. Jaki ma związek z Gruzją? Dosłownie – ostateczny. W Tyflisie (jak wówczas, po rosyjsku, nazywano Tbilisi), w Grand Hotelu, zastrzelił ją kochanek, przyczyniając się do powstania trwającej do dziś legendy. I choć na próżno poszukiwałam na ulicach Tbilisi właśnie tego Grand Hotelu – dziś to ponoć zwykły budynek – to udało mi się znaleźć przynajmniej grób pięknej i nieszczęśliwej Norweżki, jednej z najbardziej znanych femme fatale końca XIX wieku…

Drogi

Drogi to temat-rzeka, porywający równie jak nurt przepływających przez nie potoków! Kręte niczym gruziński alfabet, wiodące między urwistymi, wznoszącymi się na setki metrów skałami, wąskie i kiepsko utrzymane, często są niczym nie zabezpieczone od strony przepaści, a czasem zabezpieczenie leży setki metrów niżej. Kierowcy z dezynwolturą prowadzą jedną ręką, w drugiej trzymając papierosa lub komórkę, mijając się o włos na drogach o szerokości wstążki. Ruch jest prawostronny, ale wiele używanych samochodów sprowadzanych jest z lewostronnej Japonii, dlatego można spotkać auta z kierownicą po prawej stronie, co w połączeniu z niespiesznie przechadzającymi się nawet po „autostradach” krowami powoduje, że poziom bezpieczeństwa jest nieco dyskusyjny. Za to amatorzy offroadu mają tu prawdziwe używanie – wystarczy wskoczyć do auta 4×4 i ruszyć w drogę!

Droga Tbilisi-Szatili przez przełęcz Datwisdżwali, przejezdna tylko od maja do września

I ta sama droga, lecz dzień później!

E  

Evropas Moedani

Plac Europy to miejsce, gdzie pachnie wielkim światem! Bez wysiłku wyobrazić sobie można, że to nie Batumi, a Rzym, Paryż czy Barcelona – architektura stoi tu na najwyższym poziomie, a mieszanka odnowionych fasad XIX-wiecznych kamienic i nowoczesnych budynków prezentuje się naprawdę pięknie. Wzniesiony w 2007 roku pomnik Medei przypomina o sięgających czasów mitycznych związkach Gruzji z kulturą antyczną, zaś z kulturą jak najbardziej współczesną łączy scena, na której regularnie występują gruzińskie i międzynarodowe gwiazdy, jak np. Jose Carreras, Andrea Bocelli, Bueno Vistas, Enrique Iglesias i wielu innych. Usiądźcie więc w jednej z dziesiątków klimatycznych kawiarenek, których stoliki rozstawione są często wprost na płycie placu i patrzcie, jak toczy się życie w Batumi! 

F

Fortece 

Gruzja fortecami stoi! Przemierzając ten niewielki kraj, na każdym kroku natykać się będziecie na twierdze, fortece, wieże warowne, ufortyfikowane zamki, w różnym stadium zachowania. Z części pozostały tylko ruiny, inne sprawiają wrażenie, jakby dopiero wczoraj wyłoniły się z niebytu. Dobrym tego przykładem jest 900-letnia cytadela Rabati w Achalcyche, sprawiająca wrażenie wzniesionej od nowa. Forteca, dogodnie usytuowana na wzgórzu, pełniła strategiczną rolę ze względu na bliskość granicy z Imperium Osmańskim – do granicy z Turcją jest stąd zaledwie 20 kilometrów! Bliskość ta nie wyszła jednak miastu na dobre: w XVI wieku Achalcyche zagarnięte zostało przez tureckie imperium, by na początku XIX wieku wejść w skład Rosji. To właśnie tu Rosjanie zsyłali uczestników Powstania Styczniowego, których potomkowie do dziś stanowią liczną społeczność. Z samą odbudową twierdzy wiąże się sporo kontrowersji – z jednej strony pozbawiła ona to miejsce autentyzmu, nadając mu wymuskany, cukierkowy wręcz wygląd, z drugiej jednak – nie sposób odmówić fortecy uroku.

Achalcyche

Forteca Rabati w Achalcyche

Forteca Ananuri

Forteca Ananuri

W poszukiwaniu autentyzmu możecie wybrać się do Ananuri, fortecy położonej ok. 70 km na północ od Tbilisi, nad wodami malowniczego, turkusowego Zbiornika Żinwalskiego. Wzniesiona w XIII wieku, swój obecny kształt zyskała na przełomie XVI i XVII wieku. Z tego okresu pochodzi też największa budowla całego kompleksu, czyli wieża Sheupowari – niezwyciężona. Jeśli uda się Wam zajrzeć do cerkwi, zobaczycie bardzo ładne, choć mocno zniszczone freski, zdecydowanie uwagę przyciąga też misternie zdobione wejście do świątyni. Amatorom starożytności z kolei na pewno do gustu przypadnie forteca Gonio, zbudowana w I wieku n.e., na terenie której znajduje się ponoć grób św. Macieja, jednego z 12 apostołów. Do dziś zachowały się dawne mury oraz fragmenty wież, odsłonięto tu również mozaiki datowane na II wiek n.e. – jedne z najstarszych na terenie Zakaukazia.

Forteca Ananuri

Wejście do kościoła w fortecy Ananuri

G  

Gruzja (nazwa)

Jak niemal wszystko w Gruzji, także i nazwa kraju obrosła w wiele mitów i interpretacji. Używana powszechnie Georgia pochodzi wedle legendy od bardzo tu cenionego św. Jerzego – Gorgi to tak popularne imię, że gdy zawoła się tak do grupy chłopców, na pewno któryś odwróci się! Samo greckie imię Georgios wywodzi się od słowa „rolnik”, toteż Gruzini upatrują źródeł nazwy swego kraju w tym, że na przestrzeni dziejów stali się osiadłym ludem uprawiającym ziemię. Istnieje też wersja, zgodnie z którą określenie to wywodzi się od tureckiego słowa „gurzy”, arabskiego „gurdży” lub perskiego „gordżi”, oznaczających „siłę walczącą z islamem”, zaś w innych tłumaczeniach – „krainę wilków”. Sami Gruzini natomiast określają się mianem Kartweli (na pamiątkę mitycznego Kartlosa, protoplasty narodu), a swój kraj – Sakartwelo, czyli krainą Kartlów. Trudno dojść więc, co tak naprawdę legło u podstaw tej nazwy, jedno jest natomiast pewne: Gruzini nie lubią nazwy Gruzja, uważając ją za narzuconą przez Rosję, i zdecydowanie preferują słowo Georgia.

H

Herbata

Dziś, gdy bez najmniejszego problemu sprowadzamy doskonałą herbatę z najdalszych zakątków globu, mało kto pamięta, że przez wiele lat to właśnie bliższa nam Gruzja była prawdziwą potęgą w dziedzinie jej produkcji. Sadzonki herbaty sprowadził, a właściwie przemycił z Chin do Gruzji w połowie XIX wieku książę Miha Eristavi. Roślina świetnie przyjęła się w ciepłym, nadmorskim  klimacie zachodniej Gruzji, a na początku XX wieku gruzińska herbata na wystawie w Paryżu została uznana za najlepszą na świecie! Niestety w czasach, gdy Gruzja weszła w skład ZSRR, zaczęto stawiać na ilość, a nie na jakość, co oczywiście spowodowało znaczne pogorszenie smaku herbaty. Ostatnimi laty jednak plantacje odzyskują dawny blask, a ekologicznie uprawiana roślina ma ponoć liczne właściwości zdrowotne. Zresztą sprawdźcie sami: dlaczego by podczas wakacji w Gruzji nie skosztować prawdziwej gruzińskiej herbaty? 

I  

Inguri 

Gigantyczna betonowa zapora wodna na rzece Inguri to jeden z gruzińskich paradoksów. O ile sama zapora położona jest na terenie Gruzji, to już zbudowana na zbiorniku kaskada elektrowni wodnych należy do Abchazji. Mierząca 272 metry wysokości, była z chwilą oddania do użytku (w 1988 roku) najwyższą łukową zaporą wodną na świecie! Dziś zajmuje szóste miejsce wśród wszystkich budowli tego typu, a po rozlewającym się przed nią sztucznym jeziorze można pływać motorówką. To iście niezapomniana przygoda – tym bardziej, ze prowadzącym te motorówki niekiedy zdarza się źle wyliczyć ilość potrzebnej benzyny i łódka nieoczekiwanie staje pośrodku długiego na ponad 20 km zbiornika…

 

Jezioro rozlewające się nad zaporą Inguri

J  

Jaskinia Prometeusza 

Jaskinia Prometeusza położona jest w Kumistawi, niewielkiej miejscowości usytuowanej około 20 km od Kutaisi. Odkryta na początku lat 80. XX wieku i przez niektórych uważana za najpiękniejsza na świecie, jest otwarta dla zwiedzających, którzy pokonując kilometrową trasę podziwiać mogą imponująco podświetlone komnaty, stalaktyty, stalagmity, skamieniałe kurtyny wodne i wodospady, podziemne rzeki i jeziora. W jednej z komnat, zwanej Salą Miłości, można wziąć nawet ślub – może więc wykorzystacie w tym celu wycieczkę do Gruzji? A dlaczego nosi imię Prometeusza? Ponoć to właśnie tutaj mityczny tytan Prometeusz został przykuty do skał Kaukazu, a sęp wydziobywał mu wątrobę, jako karę za obdarowanie ludzi ogniem.

K  

Krowy 

Krowy są dla Gruzji tym samym, czym konie dla Islandii, a owce dla Nowej Zelandii – jest ich tu nieskończone mnóstwo! Chodzą gdzie chcą, robią co chcą, przez nikogo nie pilnowane ani nie doglądane. Niczym dziwnym nie jest widok bydełka wspinającego się po urwistych skałach w poszukiwaniu kępek trawy czy też leniwie wylegującego się na poboczach dróg. Pod wieczór, gdy przychodzi pora dojenia, bezbłędnie trafiają do swoich obór…

Krowy są wszędzie!

Kuchnia 

O gruzińskiej kuchni napisano już chyba wszystko. Rzecz jasna, nie z czytania o tych przysmakach płynie przyjemność, lecz z ich entuzjastycznego spożywania, ale przed wakacjami w Gruzji dobrze wiedzieć, czym uraczą Was gościnni gospodarze. Jedno jest pewne – głodu z pewnością nie będziecie cierpieć! Daniem, z którym spotkacie się na każdym kroku, jest występujący w różnych wariantach chaczapuri, czyli przypominający nieco pizzę placek, najczęściej z serem, niekiedy z mięsem, a w adżarskiej wersji – z jajkiem sadzonym. Innym równie popularnym daniem są chinkali, podobne do owocu dojrzałej figi pierożki-sakiewki, których pod żadnym pozorem nie można jeść nożem i widelcem – należy chwycić za „ogonek”, rozgryźć chinkali wysysając zeń jednocześnie rosół (tak, na pewno pocieknie do rękawa), a następnie zjeść pyszny, mięsny farsz. Następnie może przyjść kolej na ostri, czyli pikantny wołowy gulasz w sosie pomidorowym lub na odżachuri, sycący eintopf z wieprzowiny, cebuli, papryki i ziemniaków. Wyjątkowo smaczne są też badridżiani – roladki z pokrojonych na wąskie paseczki bakłażanów,  wypełnione pastą orzechową i posypane nasionami granatu. Na deser polecamy czurczchele – na pewno zwrócą Waszą uwagę „kiełbaski” zwieszające się ze straganów lub leżące w stosach na niemal wszystkich przydrożnych stoiskach. W różnych odcieniach, z równomiernymi zgrubieniami – to nic innego, jak tylko nanizane na nitkę orzechy włoskie (niekiedy laskowe lub migdały), oblewane zagęszczonym sokiem z winogron. Gdy sok zastygnie i stwardnieje, nabiera niezwykłej trwałości – dobrze przygotowane czurczchele mogą leżeć nawet kilka lat! Są zdrową, a do tego wysokokaloryczną przekąską, dlatego tradycyjnie Gruzini zabierali je ze sobą na długo trwające wyprawy.

Gruzińskie przysmaki to prawdziwy raj dla podniebienia

L  

Lodowce

Aż trudno to sobie wyobrazić – w Gruzji naliczono około 600 lodowców! Zajmują one 0,7% kraju, czyli 518 km², a najwięcej jest ich w Swanetii, w pasmach Kaukazu Wielkiego. Największy pod względem powierzchni jest Legziri, który zajmuje 42 km², lecz zdecydowanie większą popularnością cieszą się dwa lodowce łatwo dostępne z Mestii – Czaladi i Szkhara. Tylko od Was zależy, do którego z nich powędrujecie: wiodące do nich szlaki nie nastręczają trudności nawet mało wprawnym piechurom. Do schodzącego spod Uszby lodowca Czeladi dotrzeć można wprost z Mestii, choć pierwszy odcinek szlaku proponujemy pokonać samochodem – to zwykła droga, po której wędrówka nie należy do przyjemności. Cała frajda zaczyna się dopiero po przekroczeniu wiszącej nad rwącą rzeką Mestiachala kładki.

Aby dojść do lodowca Czaladi, trzeba najpierw pokonać wąską, wiszącą kładkę nad rzeką Mestiachala

Początkowo wąska ścieżka biegnie pod górę, przez las, by niebawem wyjść na gigantyczne rumowisko głazów, pokrywających zbocza szczytów. Od tego miejsca marsz w kierunku lodowca nie powinien zająć więcej niż godzinę. Po czym poznacie, że doszliście do celu? Zobaczycie źródło rzeki, wypływające spod wielkiej bryły lodu! Na zewnątrz szara i niewyróżniająca się z otoczenia, w miejscu pęknięcia czaruje czystym, krystalicznym błękitem.

Lodowiec Czaladi

Lodowiec Czaladi – czysty błękit ukryty pod szarą powłoką

Nieco inaczej wygląda droga do lodowca Szkhara. Zaczyna się ona w wyjątkowo klimatycznej wiosce Uszguli, położonej kilkanaście kilometrów od Mestii, skąd roztacza się zapierający dech w piersi widok na Szkharę (5193 m n.p.m.), najwyższy szczyt Gruzji. Z centrum wioski do pokonania jest około 10 km w jedną stronę, a wędrując łatwą, niemal płaską szutrowo-kamienistą trasą (dopiero ostatnie 2 km to wąska ścieżka) podziwiać można malownicze potoki i wodospady oraz strome zbocza. Majaczące w oddali, ośnieżone szczyty ściągają chmury, jeśli więc uda się Wam trafić na słoneczną pogodę, możecie uważać się na prawdziwych szczęściarzy!

Lodowiec Szkhara

Droga do lodowca Szkhara biegnie doliną rzeki Inguri

Aga Spiechowicz

Aga Spiechowicz

Zwariowana wariatka o pozytywnym usposobieniu, zagrzebana w książkach miłośniczka kotów, kąpieli w przeręblu i długich wędrówek po beskidzkich szlakach. Gdy wystawi nos z lektury i akurat nie wyrusza na włóczęgę, lubi zgłębiać tajniki zielarstwa, projektować książki i eksperymentować z fotografią. W Planet Escape wypełnia zawartością niezliczone strony przewodników, wciąż wydłużając listę krajów do odwiedzenia – w końcu, według św. Augustyna, „świat jest książką i ci, którzy nie podróżują, czytają tylko jedną stronę".

!
Ta strona używa plików cookies.