Zainspiruj się i przeczytaj o podróży swoich marzeń na blogu
ZROZUMIEĆ IRAN
Gdy po długiej podróży pociągiem i samolotem, położyłam się wreszcie na tym pięknym i cudownie miękkim, perskim dywanie, poczułam, że przygoda się zaczęła. W takich momentach wyobrażam sobie mapę świata i na niej siebie – maleńki punkcik, który pokonał kilka tysięcy kilometrów, żeby dotrzeć do Iranu. Leży teraz na dywanie, w domu praktycznie obcych ludzi i słucha muezina nawołującego do wieczornej modlitwy. Magia, nieprawdaż?
Samolot uderza w płytę lotniska Imama Chomeiniego i w tym momencie wszystkie kobiety, których lśniące czarne włosy podziwiałam jeszcze w Stambule, pokornie zakładają swoje hidżaby. Ja również musiałam być przygotowana, w ślad za innymi nakryłam włosy chustą i oplotłam ją wokół szyi. Założyłam też długą, sięgającą niemal do kolan koszulę z długim rękawem. Spotkałam się wzrokiem z kobietą w czarnym czadorze, która kiwnięciem głowy wyraziła aprobatę dla mojego stroju. Można wyjść i powitać Iran.
IRAŃSKI DRESS CODE
W Iranie panuje prawo zobowiązujące kobiety do noszenia hidżabu oraz długiej tuniki, zwanej manto, która powinna starannie zakrywać kobiece kształty. Ten nakaz dotyczy również wszystkich obcokrajowców przybywających do Iranu. Zakazane jest noszenie spódnic, nogi włącznie ze stopami muszą być zupełnie zakryte. Jedynie turyści z zagranicy mają przyzwolenie na noszenie sandałów. Niestosowanie się do tych reguł obyczajowych może zakończyć się na posterunku policji lub w najgorszym wypadku więzieniem. Przed podróżą do Iranu trzeba się przede wszystkim zaopatrzyć w odpowiednie ubrania i zostawić w domu letnie sukienki i wakacyjne szorty. Po kilku dniach chusta staje się nieodłącznym kompanem, żyjesz z nią w nierozerwalnej symbiozie. Poza tym, podczas podróży okazuje się ona niezwykle praktyczna: chroni głowę przed słońcem, włosy przed kurzem i ratuje image, gdy po kilku dniach podróży ucierpi fryzura ☺ Kobieta podróżująca po Iranie ma zatem nie lada wyzwanie. Mężczyźni mają jedynie zakaz noszenia krótkich spodni, dozwolone są natomiast koszulki z krótkimi rękawami. Prawo nie określa też stopnia obcisłości męskich ubrań i tutaj panowie naprawdę wykazują się kozacką fantazją w doborze spodni. Nie wiem do końca, czy to jakiś nowy trend, ale ulice irańskich miast roją się od kształtnych męskich pośladków w opiętych dżinsach ☺ A Chomeini i Chamenei spoglądają na to zewsząd z aprobatą.
Kobieta natomiast jest przez wszystkich obserwowana i oceniana. W rozmowach z Irankami bardzo często pojawia się temat hidżabów. W dużych miastach panuje większy liberalizm. W Teheranie, Esfahanie czy Shirazie, chusty zarzucone są bardziej frywolnie odsłaniając znaczną część fryzury. Widać, że najchętniej pozbyłyby się tego niepotrzebnego „balastu”, by wyróżnić się wreszcie z tłumu, a nie podążać za falą ludzi w bezpłciowych czadorach i hidżabach. Wyczuwałam wielokrotnie w rozmowach taką ciepłą kobiecą solidarność mówiącą: „jesteś teraz w Iranie, masz na sobie chustę i manto, jesteś jedną z nas. Rozumiesz nasze ograniczenia.” To porozumienie często osiągało wymiar instynktowny, niewerbalny, wyrażany w porozumiewawczych spojrzeniach i uśmiechach, albo zwyczajnym: „Jest ok”, gdy widzą, że walczysz z wiatrem i ciągle spadającą chustą.
W DOMU JAFAR’A
Moja podróż po Iranie była dosyć starannie zaplanowana. Choć zazwyczaj ograniczam planowanie do minimum i pozostawiam sobie przestrzeń na to, co lubię najbardziej, czyli spontaniczne decyzje, to w tym przypadku zależało mi na pobycie w domach Irańczyków, z którymi należało się wcześniej umówić na konkretny dzień. Choć większość portali społecznościowych w Iranie jest zablokowana i tylko przez zainstalowanie odpowiedniego VPN można obejść tą blokadę, to na Couchsurfing władza przymyka oko i działa on tu na ogromną skalę. Jest to platforma, dzięki której można nawiązać kontakt z ludźmi na całym świecie, którzy oferują nocleg w swoim domu, swój czas i pomoc, a przez to mają możliwość poznania innej kultury, porozmawiania w innym języku i nawiązania ciekawych przyjaźni.
Z lotniska w Teheranie pojechałyśmy taksówką do miasta Qom, jednego z najważniejszych pielgrzymkowych miast dla Szyitów, gdzie znajduje się mauzoleum Fatimy – siostry jednego z 11 imamów. Tam zostałyśmy przyjęci przez Jafara, nauczyciela matematyki, który na obrzeżach miasta mieszka ze swoją żoną i kilkuletnim synkiem. Po całonocnej podróży byłyśmy nieprzytomne, Jafar wskazał nam ogromny salon wyłożony jedynie kilkoma dużymi dywanami. Oto chodziło! Jak spragnieni morza i piasku biegną z radością w ich kierunku, tak my na widok tego wspaniałego posłania, bez zastanowienia rzuciłyśmy się na podłogę, by przytulić się do tych cudownie miękkich, perskich dywanów. I choć po całej nocy bolą wszystkie kości i okazuje się, że dywany nie były jednak tak miękkie jak wyglądały, to muszę przyznać, że jest to obok spania w hamaku jedno z najfajniejszych doświadczeń. Na dywanie we własnym domu to jednak nie to samo ☺
W domu Jafara, przy nim i jego żonie – Sabie, mogłyśmy czuć się swobodnie i nie musiałyśmy nosić hidżabu, ale wystarczyło, że do mieszkania wszedł jego brat, musiałyśmy założyć go z powrotem na głowę. Popołudniu Saba rozłożyła na dywanie foliową matę i podała nam nasz pierwszy perski posiłek. Nazajutrz odwiedziłyśmy Jafara szkole, gdzie pracuje, zabrał nas również do mauzoleum Fatimy i do swoich znajomych pracujących w farbiarni bawełny. Wprowadził nas nieco w irańskie realia, pokazał jak poruszać się po mieście, był znakomitym przewodnikiem. W swoim domu przyjął już wielu podróżników z całego świata. Tak jak większość spotkanych przez nas Irańczyków, był niezwykle ciekawy naszej kultury, historii, życia w Polsce. Tu trzeba wspomnieć o tym, że następstwem rewolucji i polityki ajatollahów była izolacja Irańczyków. Proamerykańska polityka Szacha umożliwiała im studia za granicą i podróże, ale po rewolucji w 1979 roku i nastaniu rządów ajatollahów wszystko się skończyło. Iran stał się państwem religijnym – Islamską Republiką, zamknięto amerykańskie placówki dyplomatyczne i zakończono dziesiątki lat wpływów politycznych, ekonomicznych i militarnych USA w Iranie. Choć dyktatura Szacha i represje odciskały widoczne piętno na życiu Irańczyków, to były to lata szybkiego rozwoju i modernizacji kraju. Wraz z nastaniem ajatollahów kraj zamknął się na wszelkie wpływy , a świat zatrzasnął również drzwi dla zwykłych Irańczyków. Została im odcięta droga do zagranicznych studiów, a o wizę do zachodnich krajów jest niezwykle trudno. Dlatego też Couchsurfing w Iranie cieszy się tak wielką popularnością, nazwałabym to taką ich wewnętrzną, domową rewolucją, sprzeciwem na polityczny izolacjonizm ich kraju. Gołym okiem widać, że Irańczycy łakną tego kontaktu ze światem zewnętrznym. Spacerując po ulicach miast, podchodzili do nas, by zamienić choć parę słów, zapytać skąd jesteśmy, mimo iż wiedzieli, że nie znamy wspólnego języka. Otwierają drzwi swoich domów dla obcych ludzi, innej kultury i religii, bo wiedzą, że obecnie może być to jedyna bezpośrednia forma kontaktu z ludźmi z innych części świata.
BOOM NA IRAN
Do niedawna Iran przyciągał do siebie głównie szyickich pielgrzymów podążających do Mashadu czy Qom, a także chcących poprawić swoją urodę u słynnych chirurgów plastycznych. Po objęciu prezydentury przez Hasana Rouhaniego wymogi wizowe zostały znacznie uproszczone. W przeciwieństwie do swojego poprzednika Ahmadineżada, Rouhani chętniej widzi w kraju obcokrajowców dostrzegając w turystyce szansę na podratowanie irańskiej gospodarki. Wcześniej trzeba się było liczyć z ewentualną odmową przyznania wizy, na odpowiedź konsulatu czekało się nawet kilka miesięcy. Obecnie można ją uzyskać w ciągu tygodnia w Ambasadzie Iranu w Warszawie, a nawet na lotnisku w Teheranie. Nadal jednak, podróżując po kraju nie spotyka się wielu turystów z zagranicy. Z tego względu teraz jest znakomity czas na podróż do Iranu. Spójrzmy chociażby jak zmieniła się Kuba na przestrzeni ostatniej dekady. Trudno przewidzieć, co będzie się działo w tej części świata w ciągu najbliższych lat, a nawet miesięcy, ale prawdopodobnie jest to ostatni dzwonek, by zobaczyć Iran przed wielkimi transformacjami, jakie niesie za sobą rozwój turystyki.
Ktoś mi ostatnio powiedział, że zawsze ciągnie mnie w najbardziej niebezpieczne regiony świata. Nic bardziej mylnego. Nie dajmy się wciągać w polityczne gry i poznajmy świat takim jakim naprawdę jest. Postarajmy się zrozumieć ludzi, którzy go tworzą i ich kulturę nie porównując jej bezwzględnie do standardów kreowanych przez naszą własną rzeczywistość. Na każdym etapie podróży przez Iran czułam się bezpiecznie. Irańczycy traktowali mnie w swoim kraju jak mile widzianego gościa, a nie jak turystę tylko zostawiającego tam pieniądze.
O Iranie mogłabym pisać w nieskończoność. Jego interior, przestrzenie, srebrzyste góry oprószone pustynnym piaskiem, sprawiają wrażenie dziewiczych, nieposkromionych, choć od tysiącleci były przemierzane przez karawany kupców i zastępy żołnierzy. Piękne miasta, olśniewające świątynie, wioski, gdzie zatrzymał się czas, barwne bazary, wspaniałe jedzenie – wymieniać można w nieskończoność, ale nie po to pojechałam do Iranu. Ludzie opowiadają nam historie barwniejsze niż jakikolwiek zabytek architektury. Pozwalają zrozumieć to, o czym już wiemy i dotknąć tego, co widzimy. W Iranie prawdziwe życie nie wychodzi na ulice, jest skrywane pod czadorami i pozorami religijności. Władza nie wchodzi za mury ich domów, tam mogą czuć się nieskrępowani i robić to na co mają ochotę: przyjmować gości z innych krajów, dyskutować otwarcie o polityce, tańczyć, palić opium czy pić zabroniony oficjalnie alkohol.
Wycieczka do Iranu była swego rodzaju podróżą do zupełnie innej równoległej rzeczywistości, ocalonej od blichtru i powierzchowności zachodniego świata. Nie znajdziemy tam macdonaldsów, starbucksa czy innych zachodnich sieciówek i jakoś wcale nam tego nie brakuje. Po powrocie, wciśnięci w nasz szybki i ciasny świat, wręcz spoglądamy na ten kraj z czułym sentymentem.