Najciekawsze atrakcje w Kolumbii. Co warto zobaczyć, czego można doświadczyć?

Zainspiruj się i przeczytaj o podróży swoich marzeń na blogu

Najciekawsze atrakcje w Kolumbii. Co warto zobaczyć, czego można doświadczyć?

Jaka jest Kolumbia? Atrakcje latynoskiego świata są zarezerwowane dla Peru czy Argentyny. To tam z mgieł wyrasta Machu Picchu i spektakularnie łamią się lodowce. A Kolumbia? Czy ma coś podobnego? A jeśli powiem, że ma to wszystko i jeszcze więcej? Ona jest jak danie ugotowane z wielu składników o różnych smakach. Ma ośnieżone szczyty Andów, pustynie, sawanny, ludne metropolie, plaże nad dwoma oceanami i amazońską dżunglę. Patchworkowe połączenie europejskiej, afrykańskiej, karaibskiej i rdzennej, indiańskiej kultury widać w kuchni, zwyczajach oraz muzyce. I w charakterze Kolumbijczyków, którzy ukształtowani przez burzliwą historię w specyficzny sposób interpretują życie, przykrywając pozytywnym nastawieniem wszystkie niedogodności, jakie ono niesie. I robią to znakomicie. Do tego stopnia, że często znajdują się w czołówkach rankingów „najszczęśliwszych krajów świata”. Przeciętny Kolumbijczyk nie boi się okazywać radości, zagadać do obcego na ulicy, cieszy się z tego co ma, wybacza i zapomina, maluje na kolorowo domy i jada zupę z bananem. W krainie realizmu magicznego fantazja zderza się z rzeczywistością, sny i wizje wkraczają do realnego świata. Wiatr niesie rytmy merengue, szmer milionów insektów i skrzydeł kolibrów. Podróż do Kolumbii czas zacząć!

Co warto zobaczyć w Kolumbii?

Atrakcje w Parku Narodowym Tayrona

Wyobraź sobie, że idziesz z plecakiem przez niemal dziewiczą dżunglę. Noc spędziłeś w hamaku przy plaży. Rano widziałeś pancernika, a przed chwilą w zielonej gęstwinie dojrzałeś kolorowego tukana. Wydaje się, że jesteś sam na sam z przyrodą. Gwiżdżesz sobie, podśpiewujesz, podnosisz wzrok i oto dostrzegasz dziecko siedzące na oklep na koniu. Ciężko powiedzieć czy to jest chłopiec czy dziewczynka. Ma długie czarne włosy, śniadą karnację i prostą, białą tunikę i patrzy na ciebie jak na intruza. I takim nagle się czujesz w tym idealnym, tropikalnym raju.

Zanim na tereny dzisiejszej Kolumbii przybyli Hiszpanie, na jej północnych krańcach rozwijała się kultura Tayrona. Dawne plemiona zajmowały się rolnictwem, pszczelarstwem, pozyskiwaniem soli morskiej. Żyli wśród rytuałów ku czci bóstw związanych z siłami natury, w tym gwiazd, którym przypisywano szczególną rolę. Ich otoczeniem była nieskazitelna przyroda, z którą czuli wyjątkową więź. Do dziś potomkowie ludu Tayrona, Indianie Kogi, wierzą, że ich świętym obowiązkiem jest ochrona Matki Ziemi przed wszelkimi zagrożeniami. Nazywają siebie starszymi braćmi, a nas –przybyłych 500 lat temu na ich ziemię, młodszymi braćmi. Pewnie dlatego, że ciągle muszą nas pewnych rzeczy uczyć. Dziś niewielu Kogi nadal żyje na terenie parku, ale na całe szczęście teren pozostaje niemal nietknięty cywilizacją. Jest tu kilka kempingów, można wędrować z własnym namiotem, warto mieć ze sobą zapas wody, wygodne buty, środki odstraszające owady, latarkę i odwagę rozstania się z wygodą. Na terenie parku są fajne spoty nurkowe, piękne plaże, palmy i turkusowa woda (w końcu to Morze Karaibskie!), można go przemierzać pieszo lub na koniu, odwiedzić pozostałości po mieście Tayrona Pueblito i zobaczyć rekonstrukcję dawnych chat. Warto pamiętać, że to ciągle terytorium przodków, że nadal istnieją tu święte miejsca, w których dawni mieszkańcy celebrowali swoje obrzędy i ceremonie. Rdzenne ludy proszą by „na terenie parku zachować ciszę i pozostawić na zewnątrz negatywne ładunki emocji, a po wyjściu podziękować Ziemi za przyjęcie i przeżyte doświadczenia”. Uszanuj ich życzenie.

Odkryj atrakcje Ciudad Perdida i zamieszkaj w Taganga, rybackim miasteczku nad Morzem Karaibskim

Kogi znaczy „jaguar”. Są wyjątkowi wśród rdzennych kultur Ameryki Łacińskiej, bo dzięki izolacji, jaką zapewniła im wyżyna Sierra Nevada, nigdy nie zostali podbici. Do ich wiosek można się dostać tylko pieszo lub na koniu. Mieszkają w okrągłych chatach krytych strzechą. Większość aktywności uprawiają jednak poza nimi, w tym seks, który „w pomieszczeniu powoduje zderzenie energii”. Nie rosną im siwe włosy i nie mają zarostu. Mężczyźni nieustanie żują liście koki zmieszane z limą, pastą wytwarzaną z muszli zebranych w parku Tayrona. Ich białe ubrania symbolizują czystość natury. Spotkasz ich na szlaku prowadzącym do Zaginionego Miasta, do Ciudad Perdida. Jest 650 lat starsze niż peruwiańskie Machu Picchu. Podobnie jak kambodżańskie Angkor zostało na długo pochłonięte przez dżunglę. Zarośnięte, pełne komarów odkryli na nowo kolumbijscy szabrownicy w 1970 roku, nazywając je „zielonym piekłem”. Fakt, nie brzmi to jak slogan reklamowy zachęcający do odwiedzenia tego miejsca. Ale jeżeli szukasz w podróży czegoś wyjątkowego, spróbuj podążyć ich tropem. Czterodniowa wędrówka do Ciudad Perdida jest możliwa w ramach wycieczki, która rozpoczyna się i kończy w mieście Santa Marta. Tam zorganizujesz transport, wyżywienie, zakwaterowanie, tragarzy i przewodników. Po wędrówce możesz odpocząć w Taganga, uroczej, rybackiej miejscowości na obrzeżach Santa Marty. To świetne miejsce wypadowe zarówno w Sierra Nevada, jak i do Parku Tayrona.

Cartagena – co warto zobaczyć i dlaczego po forcie biega bezoki bandyta?

Uśmiechają się do Ciebie z okładek przewodników, folderów turystycznych, bibelotów sprzedawanych w małych sklepikach z pamiątkami. Kuszą powiewającymi, kolorowymi spódnicami i zapachem owoców wydobywającym się z blaszanych miednic, którymi balansują na głowach, jak gdyby ważyły tyle co piórko. Palenqueras, kolorowe ptaki, na które polują turyści z aparatami fotograficznymi, przemierzają ulice Cartageny od końca XVII wieku. Tyle że wówczas nie przybywały tu dla turystów. Ich historia zaczyna się w San Basilio de Palenque, małym miasteczku zamieszkanym głównie przez zbiegłych afrykańskich niewolników, które w 1691 roku staje się pierwszym wolnym miastem obu Ameryk. Wolnym, ale skrajnie biednym. Palenqueras nie poddają się, ładują do koszy to, czego mają w bród, czyli owoce, i ruszają codziennie pieszo w wyczerpującą drogę do tętniącej życiem Cartageny. I tak ciężko pracujące matki stały się symbolem ludzkiej siły oraz wciąż żywego dziedzictwa afro-karaibskiego. A to jeszcze nie koniec! Największy symbol oporu stoi u wejścia do portu. Kiedy Edward Vernon zaatakował Cartagenę z ogromną siłą ponad 120 statków i 20 000 ludzi, na murach fortu Castillo San Felipe de Barajas miasta broniło… sześć osób. Kierował nimi admirał Blas de lezo. Bez ręki, bez nogi i z przepaską na oku, stał się modelem pirata dla dzisiejszej popkultury. I wygrał tamtą bitwę! Chcesz mieć fotkę z piratem? Idź do fortu. Ponoć do dziś można go tam spotkać. Wiele można by pisać o magii miasta, o charakterystycznych obdrapanych, musztardowych ścianach, kukurydzianych arepas, o rytmach champeta i bambuco, przy których można wieczorami zedrzeć niejedne buty, o bugenwilli, spadającej różową kaskadą z balkonów zabytkowych kamienic. Wiele też już napisano. To tu Marquez osadził opowieści zapisane w książkach „Miłość w czasach zarazy” oraz „Miłość i inne demony”. Ta druga zabierze Cię do klasztoru, w którym likwidowane są krypty. W jednej z nich młody dziennikarz odkrywa kłębowisko miedzianych włosów, które mimo upływu lat od pochówku nie przestały rosnąć. Tak zaczyna się historia romansu opętanej Siervy Marii i Cayetana Delaury. A Ty, w którym zakątku Cartageny zaczniesz swoją opowieść?

Co warto zobaczyć w Barichara?

Uznawana jest przez wielu za najpiękniejsze miasteczko Kolumbii. Z punktu widokowego El Mirador rozciąga się cudowna panorama na okoliczne góry, a w dole szumi rzeka Suarez. Urokliwe, brukowane uliczki aż proszą się o to, aby pobłąkać się nimi bez celu. A może jednak obrać jakiś cel? Na przykład pójść na warsztaty z produkcji papieru, albo ulepić garnek, utkać torbę? W miasteczku znajdziesz mnóstwo ciekawych inicjatyw rzemieślniczych. Część z nich, jak w Albahaca Hospedaje y Tienda, wiąże się z rodzinną tradycją. W 200-letnim domu od lat produkuje się filc. Część to ekonomiczne koło ratunkowe dla tutejszej ludności. Powołana w 2001 roku fabryka papieru Fundación San Lorenzo wspiera kobiety samotnie wychowujące dzieci. Papier produkowany jest z włókien andyjskiej rośliny przypominającej kaktusa. Można podejrzeć ten ciekawy proces, wykonać swój własny arkusz i wesprzeć kobiety z Barichary. Sąsiednie San Gil przyciąga miłośników adrenaliny. Najpopularniejsze aktywności to paragliding, górskie wędrówki, wspinaczka skałkowa, zip line, skoki na bungee i … jazda na rowerze na linie wysoko nad ziemią. Region słynie też z ekstremalnej przekąski. Hormigas culonas, czyli… potocznie zwane mrówki wielkodupne, smakują jak orzeszki ziemne i chrupią jak popcorn. Są ponoć silnym afrodyzjakiem. Dawniej dawano je parze młodej w prezencie ślubnym, aby w ich małżeństwie nigdy nie zabrakło miłosnego wigoru.

Tęczowa Kolumbia, co zobaczyć w Caño Cristales?

Pewnie słyszałeś o Żółtej Rzece w Chinach? Ale czy wiesz, że przez Kolumbię płynie czerwona? Cóż, niekoniecznie, gdyż odkryto ją zaledwie 50 lat temu, a biorąc pod uwagę, że do 2016 roku tereny, przez które płynie objęte były wojną domową, to jest ona dość świeżą turystyczną nowinką. Kontrastuje z zielenią wzgórz i błękitem nieba, złotym dnem i czarnymi kamieniami tworząc iście surrealistyczny obraz. Nie bez powodu nazywana jest rzeką pięciu kolorów i z pewnością jest w światowej czołówce tych najefektowniejszych. Sprawcą całego zamieszania jest endemiczna wodna roślina Macarenia clavigera, przypominająca kwiatostany perukowca albo różową watę cukrową. I jak kwiat… przekwita. O każdej porze roku rzeka wygląda inaczej. Żeby zobaczyć całą feerię barw najlepiej przyjechać tu w okresie od czerwca do listopada, w słoneczny dzień. Najlepiej wziąć przewodnika lub dołączyć do zorganizowanej wycieczki, bo trasy są nadal słabo oznaczone, a limity wejść na teren rezerwatu wykorzystują lokalne biura podróży. W rzece wyznaczone są kąpieliska, ale zakazane jest używanie wszelkich środków chemicznych, jak krem do opalania czy sprej na owady, które mogłyby zaszkodzić niezwykłemu ekosystemowi. Nie wolno też wnosić plastikowych torebek i butelek. Niech magia tego miejsca trwa jak najdłużej.

Największe atrakcje Medellin

Bosą stopą poczuj świeżą trawę. Rozejrzyj się dookoła. Weź głęboki oddech. Medellin nazywane jest Miastem Ogrodów lub Miastem Wiecznej Wiosny, a wszystko przez specyficzny mikroklimat. Najlepiej przyjedź tu w sierpniu na doroczny Feria de las Flores Festiwal. To wówczas na ulicach rozkwitają fantastyczne konstrukcje kwiatowe. To silletas, tworzone specjalnie na tę okazję i oceniane przez komisję fachowców. Wirują w trakcie parady, a jej uczestnicy z dumą prezentują swój florystyczny kunszt. A ta duma potrafi swoje ważyć… niektóre kwietne instalacje to nawet 100 kg! I wszystko zamknęłoby się pięknie w kolorowej, kwiecistej bajce, gdyby nie historia Medellin, która skrywa ciemną stroną miasta. To tu działał kartel narkotykowy pod batutą Pablo Escobara. Jedno z najbrutalniejszych miast świata wstało niczym feniks z popiołów. Najdobitniej widać to w słynnej dzielnicy Comuna 13. W kryzysowych latach 60., ludzie całymi rodzinami migrowali z wiosek na przedmieścia miast w poszukiwaniu lepszego życia. Biedni, skazani na łatkę ludzi drugiej kategorii stawali się łatwym łupem dla „wyciągających pomocną dłoń” gangów. Potem na scenie pojawili się partyzanci zwani guerrillas z komunistycznej bojówki FARC oraz grupy paramilitarne. Sprawy zaczęły wymykać się z pod kontroli, dzieciom płacono od głowy za likwidację policjantów, coraz więcej ludzi ginęło w mniej lub bardziej tajemniczych okolicznościach, a związek z organizacją przestępczą dla wielu oznaczał mariaż do końca, często przedwczesnego, życia. Dziś to już historia. Nad którą warto się pochylić oglądając kolorowe murale dzielnicy. Co rusz powstają nowe. Nowa jest też tożsamość Comuny 13. Dająca światełko nadziei młodym pokoleniom.

Zona Cafetera i Jardin – co warto zobaczyć?

Gdy przyjedziesz do Jardin, siądziesz sobie na rynku, na jednym z kolorowych krzeseł. Tak w końcu wszyscy kończą, po rundce wokół kolorowych domów, albo przed. Koń przejedzie obok, stukając kopytami o bruk, a stali bywalcy w sombrero i kraciastych koszulach będą popijali piwo. Zamówisz kawę. Wciągając zapach świeżo mielonych ziaren, przeniesiesz się do zielonych plantacji, skąd wszystko co czarne i aromatyczne pochodzi. Zacznij swój WakeUp Tour Kolumbia. Turystyka w Zona Cafetera to droga ku poznaniu historii kawy, od czerwonych ziaren, do napoju budzącego co rano ze snu. Dowiesz się, jaką glebę lubi, jak oddzielać ziarna od plew, jak prażyć i jaką lubisz pić najbardziej, bo degustacja zawsze jest częścią wycieczki. Tu też spotkasz prawą rękę plantatorów. Poznaj Jeepa Willisa. Jego historia zaczyna się na wojnie. Został stworzony, aby przewozić wojsko i broń, nie zważając na trudny teren. Po wojnie dostał drugie życie na kawowych plantacjach, wożąc nawet i 600 kg, i stał się nieodłącznym przyjacielem tutejszych rancherów. To ku jego chwale odbywa się chyba najbardziej kuriozalna parada na świecie. Yipao – znaczy załadowany do granic możliwości. Kwiaty, kury, mandoliny. I święte obrazy. Ile koła uniosą. W 2020 roku przedstawiciele departamentu Quindío poprosili prezydenta o uznanie Jeepa Willisa za materialne dziedzictwo kulturowe narodu. Sprawa ciągle jest w toku…

Nie bądź ropuchą w Guatape i przy Piedra del Peñol

Tylko „ropuchy nie wspinają się po kamieniach” – rzekł szalony ksiądz na kazaniu i odczarował wielką górę. Na to wezwanie po raz pierwszy na Piedra del Peñol wspiął się Don Luis Eduardo Villegas. Stało się to w 1954 roku. Zajęło 5 dni. Dziś jest łatwiej, bo na szczyt prowadzi 700 schodów i aby wspiąć się na ten dziwny monolit, który stoi tu od 65 milionów lat, jedyną przeszkodą do pokonania są kolejki przy kasie biletowej. Ze szczytu rozciąga się iście pocztówkowy widok na zbiornik Embalse El Peñol-Guatapé i mnóstwo zielonych wysp z prywatnymi rezydencjami. Jedna z nich należała kiedyś do Pablo Escobara. Od dawna skała jest obiektem sporów pomiędzy miastami Guatape i El Peñol. Mieszkańcy Guatape zaczęli nawet malować na niej gigantyczną nazwę swojego miasta, ale zostali zatrzymani przez przedstawicieli El Peñol. Do dziś można zobaczyć niedomalowane litery GI. W rzeczywistości teren należy od wieków do rdzennego plemienia Tahami, dla których kamień był obrazem bóstwa. Codziennie rano obserwowali, jak słońce budzi się po jednej jego stronie i zachodzi po drugiej. Kosmiczny kształt góry od dawna fascynował, stawał się inspiracją do niestworzonych teorii i magicznych obrzędów ludzi, wierzących w jego metafizyczną moc. Do dziś w wielkopiątkowe wieczory spotkać można wspinających się na szczyt poszukiwaczy złotych piskląt, które mają zagwarantować znalazcy fortunę.

Niedaleko Piedra del Peñol leży miasteczko Guatape. Słynie z kolorowych domów i… zócalos. To ręcznie robione płaskorzeźby umieszczane na domach. W tym na rogu wyrzeźbiono pianino, a kucharz w białej czapce zdobi front sąsiada i po nich zorientujesz się, czym się zajmuje lub co lubi mieszkaniec domu.

Bogota – najciekawsze atrakcje

Czego szukasz w mglistej, zimnej Bogocie, w wielkiej, głośnej metropolii u andyjskich szczytów? Przystanku na chwilę, bo właśnie wylądowałeś, albo zaraz lecisz dalej i trzeba jakoś zapchać czas? A może pozwól chwili trwać i odkryj dla siebie to miasto. Bądź nieśpiesznym muzealnikiem w Muzeum Złota. Prześledź każdy detal niezwykle kunsztownych artefaktów dawnego świata, doceń wyobraźnię starych mistrzów. Na pewno nie pożałujesz tych kilku pesos. Weź rower. Niech kręcą się koła po uliczkach historycznej La Candelarii, wśród uroczych kamienic pamiętających czasy epoki kolonialnej. Tu mieszkała kreolska i hiszpańska arystokracja. Usiądź na Plaza Boliwar, w jednej z kawiarni i zamów filiżaneczkę kolumbijskiego napoju. Nie, nie będzie znowu o kawie. Prawdziwy Kolumbijczyk pije Agua de panela. Jej podstawą jest suszony sok z trzciny cukrowej. To napój robotników, stawiający na nogi po ciężkiej pracy i ponoć… leczący przeziębienie, wchodzący dziś na salony modnych kawiarni. Choć to w zasadzie tylko woda z cukrem. A jak już nabierzesz sił, rusz dalej w miasto. Odwiedź Sanktuarium Nuestra Señora del Carme i odkryj niezwykły spektakl hipnotyzujących barw – czerwieni, błękitu i złota. Kup coś na pchlim targu. Targuj się. To obok piłki sport narodowy i koniecznie poproś o napita… czyli dosłownie o mały prezencik, prezentunio, jakiś sznurek na nadgarstek, cukierek, wskazówkę na przyszłość, uśmiech lub dobre słowo. Coś niby nie wartościowego, co będzie z tobą zawsze, gdy myślami wrócisz na kolumbijskie szlaki. A teraz już możesz ruszyć dalej..

Magdalena

Magdalena

Jej dziecięce przyjaźnie z Indiana Jonesem i Robinsonem Crusoe zaowocowały w tzw. dorosłości syndromem niespokojnych nóg. Jest zdania, że najciekawsze w podróży jest to, co pomiędzy, i zwykle „prawie dociera” do turystycznych must see, gubiąc się gdzieś po drodze. Lubi zmiany w życiu i krajobrazu za oknem… a poza tym góry, las, rower, książki i słodycze.

!
Ta strona używa plików cookies.