Zainspiruj się i przeczytaj o podróży swoich marzeń na blogu
Kuchnia amerykańska – czego warto spróbować?
Zapach smażonego bekonu o poranku, aromat kawy unoszący się z przydrożnego baru i dźwięk syczącego grilla gdzieś na przedmieściach – tak zaczyna się Wasza podróż po kuchni Stanów Zjednoczonych. Ale nie dajcie się zwieść tym znajomym obrazkom – amerykańska kuchnia to nie tylko burgery i skrzydełka. To kulinarna opowieść o narodzie złożonym z imigrantów, o smaku, który powstał ze spotkania kultur, przypraw i wspomnień z całego świata. Kiedy wyruszycie w tę podróż przez Stany, odkryjecie, że każdy region ma swój własny język smaku. Na Południu pachnie dymem z grilla i ostrą przyprawą cajun, w Kalifornii króluje lekkość i świeżość, a w Nowym Jorku – chaos smaków, który dziwnie dobrze współgra. I właśnie w tej różnorodności, w tym pozornym braku zasad, tkwi jej prawdziwa magia – bo kuchnia w USA smakuje dokładnie tak, jak samo życie tam: odważnie, głośno i bez ograniczeń.
Historia kuchni amerykańskiej
Kiedy myślicie o kuchni amerykańskiej, prawdopodobnie przychodzą Wam na myśl burgery, frytki i cola, ale historia tego, co jada się w Stanach Zjednoczonych, jest znacznie bogatsza i bardziej zaskakująca, niż mogłoby się wydawać. To opowieść o podróżach, spotkaniach kultur, o tradycjach przywiezionych w kufrach imigrantów i o smakach, które narodziły się przypadkiem – na skrzyżowaniu historii i codzienności.
Zanim na kontynencie pojawili się pierwsi Europejczycy, Ameryka Północna miała już swoją kuchnię – prostą, ale głęboko związaną z naturą. Rdzenne plemiona żywiły się tym, co dawała ziemia i woda: kukurydzą, fasolą, dynią, dziczyzną, rybami i owocami leśnymi. Te trzy rośliny – kukurydza, fasola i dynia – nazywane były „trzema siostrami”, ponieważ wzajemnie się wspierały: fasola wiązała azot w glebie, kukurydza dawała jej podporę, a dynia rozrastała się po ziemi, chroniąc ją przed wysychaniem. Kiedy przybyli koloniści, to właśnie Indianie nauczyli ich, jak uprawiać kukurydzę i jak przetrwać mroźne zimy. Gdyby nie ta pomoc, wiele osad mogłoby nie przetrwać pierwszych lat. Późniejsza legenda o Święcie Dziękczynienia, podczas którego osadnicy i Indianie mieli wspólnie zasiąść do stołu, opowiada o wdzięczności, choć w rzeczywistości historia tych relacji była znacznie bardziej złożona. Z tamtych czasów pozostał jednak pewien kulinarny symbol – indyk, który stał się niemal narodowym ptakiem stołu amerykańskiego.
Kiedy zaczęły powstawać pierwsze kolonie, Europejczycy przywieźli ze sobą zwyczaje kulinarne: angielskie puddingi, irlandzkie ziemniaki, niemieckie kiełbasy czy holenderskie ciasta. Zderzenie tych smaków z nowymi produktami Nowego Świata dało początek niezwykłej fuzji. Zboża mieszały się z kukurydzą, a dziczyzna zastępowała brak wołowiny. Niektóre z dań, które dziś uznaje się za typowo amerykańskie, powstały właśnie w tamtym czasie – jak chociażby słynny „Johnnycake”, rodzaj kukurydzianego placka pieczonego na ogniu. To było proste, tanie jedzenie, które syciło i dawało energię. Z południa kontynentu napływały też wpływy kuchni afrykańskiej, przywiezione przez niewolników. Ich umiejętność wykorzystywania przypraw, duszenia i smażenia mięs, a także stosowania ryżu i okry, stworzyła podstawy tzw. kuchni kreolskiej i soul food – bogatej, aromatycznej i pełnej historii o przetrwaniu.
Wraz z rozwojem kolei i ekspansją na zachód kuchnia amerykańska zaczęła się zmieniać. Na stołach pojawiły się potrawy z dziczyzny, kukurydzy i fasoli, które stały się symbolem Dzikiego Zachodu. W małych saloonach podawano fasolkę pieczoną z melasą, kawałki wołowiny i chleb kukurydziany – proste jedzenie dla pionierów, którzy spędzali długie dni w siodle. To również wtedy narodziły się dania, które dziś uznajecie za klasyki. Hamburger – choć często uważany za amerykański wynalazek – ma swoje korzenie w Europie. Nazwa pochodzi od niemieckiego miasta Hamburg, skąd przybyli imigranci z pomysłem na mielone mięso podawane w bułce. Jednak to w USA burger stał się tym, czym jest dziś – symbolem szybkiego, demokratycznego jedzenia, które można zjeść w biegu. W XIX wieku zaczęto też korzystać z nowych technologii – konserw, chłodni i kuchenek gazowych – które zmieniły sposób gotowania. Zamiast spędzać godziny przy ogniu, można było przygotować posiłek szybciej i wygodniej. W ten sposób zaczęła się rodzić kultura jedzenia, w której tempo życia miało coraz większe znaczenie.
Ameryka nazywana jest „melting pot” – tyglem kultur – i nigdzie nie widać tego lepiej niż w kuchni. Wraz z kolejnymi falami imigracji pojawiały się nowe smaki: włoskie pizze i makarony, żydowskie bajgle i pastrami, chińskie pierożki i smażony ryż, meksykańskie tacos i burrito. Nowojorczycy w XIX wieku mogli w jeden dzień zjeść irlandzki gulasz, a następnego ranka popijać kawę w niemieckiej piekarni. W Nowym Orleanie kuchnia francuska spotkała się z afrykańską i hiszpańską, tworząc unikatowy smak kreolskiego gumbo – zupy, w której gotuje się okra, krewetki i kiełbasa andouille. To właśnie ta różnorodność sprawiła, że kuchnia amerykańska nigdy nie była jednolita. Zamiast jednej tradycji powstało tysiące lokalnych wariantów – od pikantnego barbecue z Teksasu po maślane homary z Maine. Każdy region miał coś swojego, coś, co opowiadało historię ludzi, którzy tam przybyli i zostali.
XX wiek przyniósł prawdziwą rewolucję – jedzenie stało się częścią masowej kultury. Pojawiły się pierwsze sieci restauracji, fast foody i mrożonki. W 1921 roku w Kansas otworzył się pierwszy White Castle, uznawany za pradziadka współczesnych sieci burgerowych. W 1940 roku bracia McDonald otworzyli swoją pierwszą restaurację w Kalifornii – a reszta, jak mówią, jest już historią. Jednak to nie tylko czas hamburgerów i frytek. Po II wojnie światowej do amerykańskich domów trafiły produkty z całego świata: makaron z Włoch, przyprawy z Indii, sos sojowy z Azji. Telewizja zaczęła promować kuchnię jako rozrywkę – zrodziła się kultura programów kulinarnych i gwiazd kuchni. W latach sześćdziesiątych i siedemdziesiątych coraz więcej osób zwracało się w stronę kuchni naturalnej i wegetariańskiej, szukając równowagi po dekadach konserw i jedzenia „z puszki”.
Dziś kuchnia amerykańska to kalejdoskop smaków. Możecie zjeść sushi w małym miasteczku w Montanie, meksykańskie tacos w Chicago albo wegańskiego burgera w Los Angeles. Współczesny stół Ameryki to połączenie tradycji i nowoczesności, lokalności i globalizacji. Ruch „farm-to-table”, czyli powrót do lokalnych produktów i świeżych składników, zdobył popularność wśród szefów kuchni i zwykłych ludzi. To powrót do korzeni – dosłownie i w przenośni – do czasów, kiedy jedzenie było świętem wspólnoty i pracy rąk. Jednocześnie nowoczesne technologie, media społecznościowe i globalna migracja smaków sprawiły, że kuchnia amerykańska przestała być ograniczona granicami. W Kalifornii rodzą się eksperymenty łączące kuchnię koreańską z meksykańską – stąd słynne „Korean tacos”. W Nowym Jorku możecie natknąć się na restaurację serwującą ramen z wołowiną BBQ, a w Luizjanie powstają desery inspirowane Francją i Karaibami.
Historia kuchni amerykańskiej to historia ludzi. To opowieść o tym, jak biedni rolnicy przekształcali proste składniki w smaczne potrawy, jak imigranci nieśli ze sobą wspomnienia rodzinnych stołów, jak nowe technologie zmieniały nawyki i jak każda generacja próbowała odnaleźć własny smak Ameryki. Niektóre legendy przetrwały do dziś – jak ta o powstaniu chipsów ziemniaczanych. Mówi się, że w 1853 roku pewien zirytowany kucharz w Nowym Jorku chciał dać nauczkę klientowi, który narzekał, że ziemniaki są za grube. Pokroił więc je na cieniutkie plasterki, usmażył i posolił. Klient był zachwycony – i tak narodził się przysmak, który dziś zna cały świat. W innej opowieści mówi się, że pierwsze ciasto z dyni – pumpkin pie – powstało, gdy koloniści nie mieli foremki. Wlali więc nadzienie z dyni i miodu prosto do wnętrza wydrążonej dyni i upiekli w ognisku. Smakowało tak dobrze, że z czasem stało się symbolem jesieni i Święta Dziękczynienia.

W amerykańskiej kuchni zawsze chodziło o coś więcej niż samo jedzenie – o wspólnotę, kreatywność i wolność tworzenia. Każdy region, każde pokolenie i każda rodzina dopisały do niej własny rozdział. A Wy, gotując w swojej kuchni potrawy uważane za amerykańskie, kontynuujecie tę opowieść – o smaku, który potrafi połączyć przeszłość z teraźniejszością, i o kraju, który swoje bogactwo odnajduje w różnorodności.
Co warto zjeść będąc w USA?
Kiedy wstaniecie rano w Stanach Zjednoczonych, od razu poczujecie zapach kawy unoszący się z kuchni. Amerykanie kochają kawę – mocną, czarną, często w dużym kubku, zabieraną „to go” w drodze do pracy. Śniadanie w USA to prawdziwa uczta, choć różni się w zależności od regionu, stylu życia i nastroju dnia. Możecie zacząć dzień klasycznie – od pancakes, czyli puszystych naleśników polanych syropem klonowym i podanych z masłem, borówkami lub bekonem. W Nowej Anglii syrop klonowy często pochodzi z lokalnych farm – to ich duma i symbol. Jeśli znajdziecie się na Południu, śniadanie będzie bardziej sycące. W stanie Georgia czy Alabama spróbujecie biscuits and gravy – miękkich bułeczek polanych kremowym sosem z kiełbasy. Czasem dodaje się do tego grits, czyli kaszkę kukurydzianą przypominającą naszą mannę, ale bardziej wytrawną. Południowcy wierzą, że to idealny sposób, by rozpocząć dzień z energią i uśmiechem. W Nowym Jorku natomiast nie ma poranka bez bajgla z kremowym serem i łososiem – klasyka nowojorskich delikatesów, zwłaszcza w dzielnicach o żydowskich korzeniach. A jeśli jesteście w Kalifornii, możecie trafić na śniadanie w stylu „fit” – tost z awokado z jajkiem w koszulce, smoothie z jarmużu i granolę z tropikalnymi owocami.

W miarę jak poranek przechodzi w południe, Amerykanie sięgają po drugie śniadanie lub przekąskę. Często jest to donut – pączek z dziurką, kolorowo ozdobiony symbol biurowych przerw. W wielu firmach w piątki urządza się tzw. Donut Friday. Ale coraz więcej osób stawia dziś na zdrowsze opcje: yogurt parfait (warstwowy jogurt z owocami i granolą) albo protein bar, baton z białkiem dla aktywnych.
A potem nadchodzi lunch, czyli przerwa, której Amerykanie nie celebrują tak długo jak Europejczycy, ale za to mają ogromny wybór. W pracy często sięga się po sandwiche – kanapki w niezliczonych wariantach. W Filadelfii koniecznie musicie spróbować philly cheesesteak – bułki z wołowiną, cebulą i roztopionym serem. W Nowym Orleanie króluje po’ boy – bagietka z krewetkami w panierce lub smażonym mięsem, polana pikantnym sosem. A w Chicago? Tam zjecie słynne italian beef sandwich, soczyste mięso zanurzone w aromatycznym sosie i podane w bułce, którą często macza się w wywarze, by była wilgotna i pełna smaku. Na Zachodnim Wybrzeżu lunch to lekkość i kolor. Kalifornia to królestwo burrito – ogromnej tortilli wypełnionej ryżem, fasolą, warzywami i mięsem, często z wpływami meksykańskimi. W Los Angeles czy San Diego burrito stało się niemal symbolem codziennego życia – można je kupić na każdym rogu. Niektórzy wybierają też poke bowl – danie inspirowane kuchnią hawajską, z surową rybą, ryżem i warzywami. Hawaje zresztą mają swoją własną, fascynującą tradycję kulinarną, w której łączą się wpływy japońskie, polinezyjskie i amerykańskie. Na przykład loco moco – ryż z hamburgerem, jajkiem sadzonym i sosem – to ulubiony comfort food mieszkańców wysp.
Popołudnie w USA to czas przekąsek. Amerykanie uwielbiają „snacks” – chipsy, popcorn, trail mix (mieszankę orzechów i suszonych owoców), albo cookies – miękkie ciastka z kawałkami czekolady. W biurach i szkołach niemal każdy ma coś małego do podjadania. Coraz popularniejsze są też zdrowe przekąski: marchewki baby z hummusem, migdały, jabłka z masłem orzechowym. Tak, peanut butter to jeden z filarów amerykańskiej kuchni – można go znaleźć w setkach przepisów, od kanapek po desery.
Kiedy nadchodzi wieczór, czas na dinner – główny posiłek dnia. W wielu domach to moment rodzinny, gdy wszyscy siadają razem przy stole. Typowy amerykański obiad to meat and potatoes – mięso i ziemniaki, ale w praktyce oznacza to setki kombinacji. W Środkowym Zachodzie króluje grill – steki, żeberka i kukurydza z grilla, podane z sosem barbecue. Kansas City, Memphis i Texas rywalizują o tytuł najlepszego sosu BBQ – każdy region ma swoją wersję: słodką, ostrą, dymną lub musztardową. Jeśli traficie do Karoliny Południowej, spróbujecie żółtego sosu z musztardy i octu, a w Teksasie – pikantnego, mięsistego sosu, idealnego do brisketu (wołowiny pieczonej godzinami). Na Wschodnim Wybrzeżu kolacja może być bardziej „europejska” – makarony, owoce morza, sałatki. W Bostonie warto spróbować clam chowder – kremowej zupy z małży, ziemniaków i boczku, serwowanej często w misce z chleba. W Nowym Jorku natomiast każdy znajdzie coś dla siebie – od pizzy nowojorskiej z cienkim ciastem po dania z całego świata. To miasto jest kulinarnym kalejdoskopem: zjecie tu ramen, curry, pierogi, tacos i sushi w jednej dzielnicy. Na Południu kolacja jest obfita i pełna smaku. Fried chicken, czyli smażony kurczak, podawany z puree ziemniaczanym i sosem gravy, to klasyka, która nigdy się nie nudzi. Do tego często podaje się collard greens (liście kapusty duszone z boczkiem) i cornbread – słodkawy chleb kukurydziany. A jeśli traficie do Luizjany, czeka na was gumbo – gęsta, pikantna potrawka z ryżu, krewetek, kiełbasy i warzyw, która ma francuskie, afrykańskie i karaibskie korzenie.
Na deser Amerykanie potrafią zaszaleć. Najpopularniejsza jest apple pie – szarlotka, symbol domowego ciepła, często podawana z lodami waniliowymi („à la mode”). W południowych stanach króluje pecan pie z orzechami pekan, a w Nowym Jorku – cheesecake, kremowy sernik o gładkiej strukturze. W Kalifornii natomiast częściej sięga się po frozen yogurt lub acai bowl, czyli mrożony mus z jagód acai z owocami i granolą.

Wieczorem, kiedy dzień dobiega końca, wielu Amerykanów relaksuje się z kubkiem herbaty lub… kolejną kawą bezkofeinową. Inni spotykają się przy campfire, rozpalając ognisko i piekąc s’mores – pianki marshmallow z czekoladą i herbatnikami graham. To rytuał, który kojarzy się z dzieciństwem i wakacjami. W niektórych stanach, jak Kolorado czy Oregon, spotkania przy ognisku to wręcz symbol wspólnoty.
Warto dodać, że amerykańska kuchnia nie jest jednorodna – to mozaika smaków z całego świata. W dużych miastach znajdziecie potrawy z każdej części globu: tacos z Meksyku, pho z Wietnamu, pierogi z Polski, samosy z Indii. To, co łączy wszystkie te dania, to otwartość i różnorodność. Amerykanie nie boją się eksperymentować, łączyć smaków i tworzyć nowych tradycji. Podróżując przez Stany, zobaczycie, że jedzenie to coś więcej niż posiłek – to część kultury, tożsamości i historii. Każdy region ma swoje ulubione smaki, swoje „comfort food”, czyli jedzenie, które przywołuje wspomnienia. W Alabamie to może być smażona okra, w Maine – świeży homar, a w Teksasie – chili bez fasoli, z ogromną porcją mięsa.
Amerykańska kuchnia – najpopularniejsze dania
Hamburger
To jedno z najbardziej rozpoznawalnych dań świata składa się z bułki przekrojonej na pół, w której znajduje się soczysty kotlet z mielonej wołowiny, najczęściej grillowany, z dodatkiem sera, sałaty, pomidora, ogórka kiszonego, cebuli i sosu – zazwyczaj ketchupu, majonezu lub musztardy. Choć wielu uważa hamburgera za kwintesencję amerykańskiej kuchni, jego korzenie sięgają Niemiec – miasta Hamburg, skąd pochodził „Hamburg steak”, czyli siekany befsztyk z wołowiny. Imigranci przywieźli ten przepis do USA w XIX wieku, a Amerykanie uczynili z niego kulinarną legendę. Pierwsze hamburgery w bułce zaczęły pojawiać się na jarmarkach w latach 90. XIX wieku. W XX wieku danie zdobyło serca wszystkich – od pracowników fabryk po prezydentów. Powstały ikoniczne sieci, jak McDonald’s czy Burger King, które uczyniły z hamburgera symbol amerykańskiego stylu życia. Dziś możecie znaleźć niezliczone wersje – z grillowanym boczkiem, awokado, a nawet wegańskie, z roślinnym „mięsem”. Co ciekawe, największy hamburger świata ważył ponad tonę i został przygotowany w Minnesocie! W USA każdy stan ma swoją odmianę – w Teksasie większy i pikantny, w Kalifornii z dodatkiem świeżych warzyw.

Hot Dog
Hot dog to prawdziwy symbol ulicznego jedzenia w Ameryce. Składa się z długiej bułki, w którą włożona jest gorąca parówka, najczęściej wołowa lub wieprzowa, i polana sosem – klasycznie musztardą, ketchupem lub majonezem. Czasem dodaje się cebulę, kiszoną kapustę, ogórki, ser, chili czy nawet jalapeño. Historia hot doga sięga niemieckich imigrantów, którzy przywieźli ze sobą kiełbaski typu frankfurter i wiener. Według legendy, pierwszy hot dog w bułce pojawił się w Nowym Jorku na przełomie XIX i XX wieku, sprzedawany na Coney Island przez imigranta Nathana Handwerkera – twórcę słynnej marki Nathan’s Famous. Od tego czasu hot dog stał się obowiązkowym elementem amerykańskich pikników, stadionów i festynów. Ciekawostką jest, że w Chicago hot doga nigdy nie polewacie ketchupem – to wręcz świętokradztwo! W tym mieście króluje „Chicago-style hot dog” z ogórkiem, cebulą, papryczkami sport peppers i solonym ogórkiem. W Nowym Jorku za to preferuje się prostą wersję z musztardą i cebulką karmelizowaną. Hot dog ma nawet swoje święto – National Hot Dog Day, obchodzone w lipcu. Niezależnie od wersji, to danie symbolizuje prostą przyjemność i smak amerykańskiej ulicy.

Macaroni and cheese (Mac & cheese)
Wyobraźcie sobie gorący talerz makaronu penne lub kolanka oblanego kremowym sosem serowym – oto mac & cheese, danie, które rozgrzewa serca Amerykanów. Składa się z makaronu zapiekanego z sosem z sera cheddar, mleka i masła, czasem posypanego bułką tartą, by uzyskać chrupiącą skorupkę.
Choć korzenie sięgają Europy – przepisy na makaron z serem pojawiały się już we włoskich i angielskich książkach kucharskich – to Amerykanie nadali mu własny charakter. Thomas Jefferson, trzeci prezydent USA, miał spróbować makaronu z serem we Włoszech i sprowadził przepis do kraju. Od tamtej pory mac & cheese stało się narodowym klasykiem. W czasie Wielkiego Kryzysu popularność dania wzrosła, bo było tanie i sycące. Prawdziwą rewolucję przyniosło jednak wprowadzenie przez firmę Kraft w 1937 roku pudełkowego zestawu macaroni & cheese, który pozwalał przygotować posiłek w kilka minut. Dziś możecie spotkać setki wariacji – z boczkiem, homarem, jalapeño czy truflami. Istnieją nawet restauracje serwujące wyłącznie mac & cheese w różnych stylach!

Skrzydełka z kurczaka (buffalo wings)
Skrzydełka buffalo to danie, które zawładnęło amerykańskimi barami sportowymi. Składa się z chrupiących skrzydełek kurczaka smażonych na głębokim oleju i pokrytych pikantnym sosem na bazie masła i sosu z pieprzu kajeńskiego. Zazwyczaj podaje się je z selerem naciowym i sosem z sera pleśniowego (blue cheese). Ich historia zaczyna się w 1964 roku w Anchor Bar w Buffalo, w stanie Nowy Jork, gdzie właścicielka Teresa Bellissimo przygotowała skrzydełka dla swojego syna i jego przyjaciół. Przypadkowo stworzyła legendę, która szybko rozprzestrzeniła się po całym kraju. Dziś buffalo wings to obowiązkowy element Super Bowl Sunday – Amerykanie zjadają wtedy ponad miliard skrzydełek! W różnych stanach istnieją własne wersje – łagodniejsze, miodowe, BBQ lub z dodatkiem mango i habanero. Miasto Buffalo co roku organizuje festiwal „National Buffalo Wing Festival”, na którym można spróbować setek smaków. To danie to nie tylko przekąska, ale też symbol wspólnego oglądania meczów i radości z bycia razem.

Żeberka BBQ (BBQ ribs)
Gdy tylko poczujecie zapach dymu i słodko-ostrego sosu, wiecie, że zbliżają się żeberka BBQ. To klasyk amerykańskich grilli – długie, soczyste żeberka wieprzowe lub wołowe, pieczone powoli w niskiej temperaturze, aż mięso zaczyna odchodzić od kości. Kluczem jest sos barbecue, którego receptury różnią się w zależności od regionu: w Kansas City jest gęsty i słodki, w Teksasie pikantny i dymny, a w Karolinie Południowej – musztardowy. BBQ ma w Ameryce długą tradycję – sięga czasów kolonialnych, gdy mięso pieczono nad otwartym ogniem. Z czasem stało się częścią tożsamości Południa i Środkowego Zachodu. Dziś barbecue to niemal rytuał – każdy ma swoją tajną marynatę i metodę pieczenia. Na festiwalach BBQ odbywają się konkursy, w których rywalizują najlepsi mistrzowie grilla. W Memphis działa Muzeum Barbecue, a w Texasie niektórzy pitmasterzy (mistrzowie grilla) są lokalnymi celebrytami. Kiedy zjecie żeberka, brudząc palce sosem i oblizując je z uśmiechem, zrozumiecie, dlaczego BBQ to dla Amerykanów coś więcej niż jedzenie – to sposób życia.

Pizza w amerykańskim stylu
Pizza w USA to zupełnie inna historia niż jej włoski pierwowzór. Macie do wyboru cienką i elastyczną New York-style pizza, którą składa się na pół, by zjeść w biegu, lub Chicago deep-dish pizza – grubą, zapiekaną jak placek z serem i sosem pomidorowym wewnątrz. Pizza trafiła do USA wraz z włoskimi imigrantami na początku XX wieku. Pierwsza pizzeria, Lombardi’s, powstała w 1905 roku w Nowym Jorku. Z czasem każdy region stworzył własną wersję: w Detroit pizza ma chrupiące, prostokątne brzegi, w Kalifornii dodaje się awokado i grillowane warzywa, a w St. Louis – cienkie ciasto bez drożdży i ser Provel. Amerykanie traktują pizzę jako jedzenie na każdą okazję – kolację, spotkanie z przyjaciółmi czy przekąskę w nocy. Co roku w USA zjada się ponad 3 miliardy pizz! W Houston działa nawet „space pizza delivery” – pizzeria, która wysłała pizzę… na Międzynarodową Stację Kosmiczną.

Stek (T-bone, ribeye)
Stek to danie, które uosabia amerykański ideał – prostota, jakość i smak. Składa się z kawałka wołowiny, najczęściej z antrykotu (ribeye), polędwicy (tenderloin) lub T-bone – charakterystycznego kawałka z kością w kształcie litery T. Stek przyprawia się solą i pieprzem, a następnie grilluje, smaży lub piecze do pożądanego stopnia wysmażenia – od „rare” po „well done”. Tradycja steków w USA wiąże się z historią ranczerów i Dzikiego Zachodu. Wołowina była podstawą diety kowbojów, a dziś najlepsze steki pochodzą z Teksasu, Nebraski i Montany. W Nowym Jorku działa słynna restauracja Peter Luger Steak House, serwująca steki od ponad 130 lat. Amerykanie traktują stek niemal jak święto – to danie serwowane na rocznice, urodziny i niedzielne obiady. Każdy ma swój ulubiony „doneness” i sposób przyprawienia. W wielu domach to tata lub dziadek jest „mistrzem grilla”, pilnującym idealnego żaru. Stek to prostota w najlepszym wydaniu – mięso, ogień i cierpliwość.

Smażony kurczak (fried chicken)
Chrupiący z zewnątrz, soczysty w środku – smażony kurczak to kwintesencja amerykańskiego Południa. Przygotowuje się go, obtaczając kawałki kurczaka w przyprawionej mące, czasem z maślanką, a następnie smażąc na głębokim tłuszczu, aż uzyskają złotą, chrupiącą skórkę. Historia dania sięga XVIII wieku i ma korzenie zarówno w kuchni szkockiej, jak i afrykańskiej. Szkoci przywieźli technikę smażenia drobiu, a afrykańscy niewolnicy dodali przyprawy i duszę temu daniu. Z czasem fried chicken stał się kulinarnym symbolem Południa. Dziś znajdziecie go wszędzie – od restauracji fast food po luksusowe bistro. W Kentucky powstała słynna sieć KFC, której twórca, pułkownik Sanders, opracował tajną mieszankę 11 ziół i przypraw. W Luizjanie popularna jest wersja pikantna, a w Nashville – hot chicken, zanurzony w ostrym oleju chili. To danie, które łączy pokolenia i smakuje najlepiej wtedy, gdy jecie je rękami, zapominając o widelcu.

Pieczony indyk (na Święto Dziękczynienia)
Nie ma bardziej amerykańskiego dania niż pieczony indyk podawany w Święto Dziękczynienia. To potężny ptak, faszerowany chlebem, cebulą, selerem, ziołami i pieczony przez kilka godzin, aż nabierze złocistej barwy. Podaje się go z sosem żurawinowym (cranberry sauce), puree ziemniaczanym i gęstym sosem gravy. Tradycja indyka sięga XVII wieku, kiedy pielgrzymi i rdzenni Amerykanie dzielili się wspólnym posiłkiem po udanych zbiorach. Z czasem indyk stał się symbolem wdzięczności i rodziny. Co roku w listopadzie Amerykanie jedzą ponad 45 milionów indyków! Ciekawostką jest, że prezydent USA każdego roku „ułaskawia” jednego indyka, który zamiast na stół trafia na farmę. Dla wielu rodzin pieczenie indyka to rytuał – od rozmrażania po krojenie przy stole. Aromat pieczonego mięsa i przypraw unosi się w całym domu, tworząc magiczną atmosferę.

Corn dog
Corn dog to pyszne danie, które pokochacie od pierwszego kęsa: parówka nabita na patyk, obtoczona w gęstym cieście kukurydzianym i smażona na złoty kolor. Efekt? Chrupiąca skórka i miękka, słodkawa warstwa wokół soczystej parówki. Corn doga wymyślono w latach 30. XX wieku, prawdopodobnie na stanowych targach w Teksasie. Szybko stał się hitem – idealnym jedzeniem do jedzenia w biegu, na festynach i w wesołych miasteczkach. W stanie Minnesota istnieje specjalne święto poświęcone Corn Dogom, a na największych targach w USA można znaleźć nawet „gourmet corn dogs” – z serem cheddar, jalapeño czy bekonem. To proste danie, które kojarzy się z dzieciństwem, wakacjami i beztroską.

Pulled pork (szarpana wieprzowina)
Pulled pork to duma amerykańskiego Południa. To mięso wieprzowe (zazwyczaj karkówka lub łopatka), powoli pieczone lub wędzone przez wiele godzin w niskiej temperaturze, aż stanie się tak miękkie, że można je „poszarpać” widelcem. Podaje się je w bułce z sosem BBQ, coleslawem i piklami. Korzenie dania sięgają tradycji barbecue, szczególnie w Karolinach i Tennessee. Dawniej mięso pieczono na otwartym ogniu przez całą noc podczas rodzinnych uroczystości. Każdy region ma swój styl – w Karolinie Wschodniej używa się sosu octowego, w Zachodniej – pomidorowego, a w Memphis – gęstego, dymnego sosu. Dziś pulled pork to hit food trucków i restauracji, istnieje nawet konkurs „World Championship Barbecue Cooking Contest”, w którym oceniane jest m.in. właśnie to danie. Aromat dymu i miękkość mięsa sprawiają, że trudno mu się oprzeć – to smak Południa w najczystszej postaci.

Naleśniki (pancakes) z syropem klonowym
Nic tak nie kojarzy się z amerykańskim śniadaniem jak stos puszystych naleśników oblanych złotym syropem klonowym. Pancakes są grubsze niż europejskie naleśniki – delikatne, lekko słodkie i często podawane z masłem, owocami lub bekonem. Przepis przybył do Ameryki wraz z osadnikami z Europy, ale to właśnie w USA pancakes zyskały swoją charakterystyczną puszystość dzięki proszkowi do pieczenia. W Nowej Anglii używa się prawdziwego syropu klonowego z lokalnych drzew – to ich duma narodowa. W stanie Vermont działa „Maple Museum”, a w Kanadzie i północnych stanach wiosną odbywa się „maple sugaring season”, podczas którego zbiera się sok z klonów. W Pancake Day Amerykanie zjadają miliony naleśników, a niektóre lokale oferują je nawet za darmo. To słodki początek dnia, który wprowadza w dobry nastrój.

Sernik nowojorski (New York cheesecake)
Sernik nowojorski to król deserów. Ma gęstą, kremową konsystencję, spód z pokruszonych herbatników (graham crackers) i delikatny waniliowy aromat. Wyróżnia go użycie serka kremowego (cream cheese), który daje mu wyjątkową aksamitność. Jego historia zaczyna się na początku XX wieku w Nowym Jorku, gdzie żydowscy imigranci stworzyli nową wersję tradycyjnego sernika, zastępując twaróg kremowym serem Philadelphia. W 1929 roku restauracja Lindy’s uczyniła go sławnym na cały kraj. Sernik piecze się w kąpieli wodnej, by pozostał idealnie gładki. Istnieją setki wariacji – z truskawkami, czekoladą czy sosem malinowym – ale klasyczny „plain” zawsze wygrywa. Dla wielu Nowojorczyków to symbol miasta, tak samo jak Statua Wolności.

Brownie
Brownie to czekoladowe, wilgotne ciasto, które uwielbiają zarówno dzieci, jak i dorośli. Powstaje z czekolady, masła, cukru, jajek i mąki – prosto, ale efektownie. Możecie dodać do niego orzechy, kawałki czekolady, karmel lub posypać solą morską. Legenda głosi, że brownie powstało przypadkiem w Chicago w 1893 roku, gdy kucharz w hotelu Palmer House zapomniał dodać proszku do pieczenia do ciasta czekoladowego. Efekt? Gęste, wilgotne, cudownie czekoladowe ciasto. Dziś brownie to jeden z najbardziej rozpoznawalnych deserów Ameryki. Możecie je spotkać w kawiarniach, na piknikach, a nawet w lunchboxach. Ciekawostka: istnieją także wersje „blondie” – z białą czekoladą lub karmelem. Brownie najlepiej smakuje jeszcze ciepłe, z gałką lodów waniliowych.

Donuty
Donuty to kolorowe, puszyste pączki z dziurką, które Amerykanie kochają bezgranicznie. Przyrządza się je z drożdżowego ciasta smażonego na głębokim oleju, a potem polewa lukrem, czekoladą lub posypuje cukrem pudrem. Ich historia sięga holenderskich imigrantów, którzy w XVII wieku przywieźli do Nowego Amsterdamu (dzisiejszego Nowego Jorku) „olykoeks” – smażone ciastka. Wersję z dziurką wymyślił ponoć kapitan marynarki, który przebił środek pączka, by równiej się smażył. W XX wieku donuty zdobyły serca Amerykanów – pojawiły się kawiarnie takie jak Dunkin’ Donuts, a policjanci w filmach stali się ich symbolicznymi konsumentami. W USA obchodzony jest National Donut Day, a w niektórych miastach działają muzea poświęcone donutom. Różowe, czekoladowe, z posypką – każdy znajdzie swoją ulubioną wersję tego słodkiego symbolu radości.

A kiedy skończycie swoją kulinarną wędrówkę po Stanach, zrozumiecie, że amerykańskie jedzenie to prawdziwa uczta dla zmysłów. Od chrupiącego kurczaka z Południa, przez kremowe zupy chowder z wybrzeża, po aromatyczne tacos z Kalifornii – każdy stan ma swój własny smak i charakter. Wystarczy jeden dzień, by spróbować potraw z czterech stron świata, a każda z nich ma w sobie coś wyjątkowego. To kuchnia, która nie boi się przypraw, lubi obfitość i stawia na konkret. Amerykanie potrafią z prostych składników stworzyć coś, co od razu wpada w pamięć – od słodkich naleśników z syropem klonowym po idealnie wypieczone steki. I choć trudno byłoby znaleźć jedną potrawę, która definiuje cały kraj, pewne jest jedno: w USA zawsze znajdziecie coś pysznego, niezależnie od tego, w której części stołu – czy raczej kontynentu – właśnie siedzicie.

