Zainspiruj się i przeczytaj o podróży swoich marzeń na blogu
Niebezpieczeństwa w podróży: co zrobić, by wrócić cały i zdrowy?
Wpisuję w wyszukiwarkę: niebezpieczna podróż, pierwsza odpowiedź to: Indie! Kraj, gdzie panuje pokój (poza północną częścią), gdzie wszyscy znają angielski, gdzie zachodni turyści przyjeżdżają od dawna, żeby nie powiedzieć: od zawsze – takie miejsce ma być stolicą zagrożeń?
Czego właściwie boją się turyści przed wyruszeniem w podróż?
Nikt nie chce być chory, a już przywiezienie zarazka jako pamiątki naprawdę nie jest fajne. Toteż planowałam zaszczepić się na wszystko, wliczając w to cholerę i malarię. Szczepienia przeciwko żółtaczce (WZW A i B) są zalecane nawet w Polsce. Błonica, tężec, dur brzuszny – te szczepionki, to zabezpieczenie może się przydać zawsze i wszędzie, tak w domu, jak i w podróży.
A cholera? Naczytałam się o epidemii cholery w Neapolu, nie chciałabym sama przed to przechodzić. No właśnie – „epidemii”, „sama”. Gdyby gdzieś na mojej trasie wybuchła epidemia cholery, chorowaliby wszyscy, całe miasto, cała prowincja. To szaleństwo się nie bierze znikąd, byłoby słychać o wzroście liczby zachorowań. Cholera występuje w Indiach, ale daleko od miejsc, w które się wybierałam. Ponadto są to pojedyncze ogniska. Elementarna higiena jest najlepszym zabezpieczeniem. W pociągu hinduskie dziewczynki poczęstowały mnie jabłkiem. Było mi bardzo smutno, że musiałam im odmówić – ale nie zjem tu nieumytego, surowego owocu! Wolę być nieuprzejma niż chora.
Tymczasem na malarię trudno się zaszczepić, jako że na malarię szczepionek nie ma! Są leki, które należy zażywać przed, w trakcie i po podróży. Gdybym to zrobiła, z mojej wątroby zostałby zapewne strzępy. Mam jeszcze kilka planów dotyczących mojej wątroby. Malarię przenoszą komary, więc wystarczy bronić się przed owadami, by móc spać spokojnie.
Owady to kolejne zagrożenie. Nabyłam na popularnym polskim portalu aukcyjnym na „a” (artykuł nie zawiera lokowania produktów) apaszkę na szyję. W pięknym, intensywnie różowym kolorze, który pasuje mi tak do ubrań, jak do charakteru. Ta chustka jest nasączona środkiem odstraszającym moskity. Podobno, nie wiem tego na pewno, gdyż nie czuję od niej żadnego zapachu. Nie uczulała mnie, nie gniotła. Zdejmowałam ją tylko na czas mycia, początkowo nawet w niej spałam. Wreszcie zauważyłam, ze wokół nie ma żadnych podejrzanych owadów! Nie wiem, może zawdzięczałam to magicznym właściwościom apaszki…?
Innym sposobem walki z komarami są repelenty, czyli odstraszacze. Dostępne w sprayu i w maści, są wygodne w użyciu. Można nimi też popsikać np. zasłony w pokoju – tylko warto wcześniej sprawdzić skład tkanin. Niektóre repelenty mogą wchodzić w reakcję z niektórymi włóknami i je rozpuszczać. Warto mieć to na uwadze zakładając ulubione skarpetki czy później, ukrywając przed obsługą hotelu dziurę w firance wyżartą przez spray.
Brud budzi nie tyle lęk, ile odrazę. Całkiem słusznie. Większość problemów tego typu można rozwiązać za pomocą chusteczek typu „dzidziuś”. Nasączone substancjami, które nie podrażniają delikatnej pupy niemowlaka, nadają się doskonale do ścierania stołu i wycierania rąk, cięgle, co chwilę. Warto (chyba) wyrobić sobie takie natręctwo: dotykam czegoś indyjskiego, wycieram ręce mokrą chusteczką. Środki do mycia rąk dostępne w żelu można z czystym sumieniem zostawić w domu. Są niewygodne, niepraktyczne i mało uniwersalne. I pachną brzydziej niż chusteczki dziecięce. Albo nie pachną wcale, co jest w sumie jeszcze gorsze – w Indiach jest tyle zapachów, że naprawdę można tęsknić za swojską wonią zwykłej czystości.
Bałam się tej brudnej wody (pamiętając, że to w wodzie żyją bakterie wywołujące wspomnianą cholerę), dlatego na portalu na „a” kupiłam też rurkę – filtr. Pijąc za pomocą tego ustrojstwa możemy być pewni, że 99,9% zarazków zostało zneutralizowanych, a może zniknęło? Nie zagłębiałam się w szczegóły techniczne, ale rurka wzmocniła nieco moje poczucie bezpieczeństwa. Tylko że ciężko przez nią pić wodę w restauracji, to jednak trochę dziwnie wygląda. Piłam tylko wodę butelkowaną. Żadnych soków i żadnych kostek lodu! Nawet zęby myłam wodą z butelki. Przesada? A może rozwaga? Skoro się nie zaszczepiłam na cholerę, chroniłam się w inny, łatwiejszy sposób.
Można się też bać problemów z porozumiewaniem się. Że się nie dogadamy, po prostu. Że ktoś nam źle wyda resztę, źle wskaże drogę. Albo wskaże dobrze, ale my się nie zrozumiemy i pójdziemy w przeciwną stronę. Tu wkracza Planet Escape – jeśli będziemy podążać za tym, co jest zapisane w indywidualnie przygotowanym przewodniku, szansa poplątania szlaków maleje. Zawsze można poczuć się zagubionym, ale zgubionym niekoniecznie. Przy czym problemy z komunikacją, nawet wśród ludzi znających doskonale angielski, mogą przybrać najmniej oczekiwane formy. Próbowałam powiedzieć Hindusowi, że musiałam wyjść wcześniej, bo spieszyłam się na zamówiony transfer. „Gdyby mi uciekł, zostałabym jak kopciuszek po balu”. Hindus w życiu nie słyszał ani słowa Kopciuszek, ani o takiej bajce. I tym sposobem opowiadałam w sercu Indii baśń braci Grimm, szerząc porozumienie ponad kulturowe, bez barier.
Tak naprawdę, jadąc do innego, dalekiego kraju, najbardziej boimy się ludzi i ich złych zamiarów. Tylko że przed, dajmy na to, kradzieżą nie uchroni nas nawet niewychodzenie z domu. Możemy paść ofiarą ataku hakera na konto bankowe będąc zawiniętym w koc i siedząc na własnym łóżku. Rozsądek to najważniejsze, co trzeba zabrać ze sobą w podróż. Nie wsiadamy do auta, gdzie jest dwóch mężczyzn. Pieniądze trzymamy w kilku miejscach. Skany paszportu też (w tym np. na mailu, w icloud, na dropboxie, w wersji elektronicznej). Ceny przejazdu ustalamy z góry. Sprawdzamy resztę, przeliczamy pieniądze nawet w kantorze (oficjalnym, państwowym!). Na ulicy lepiej nie dawać pieniędzy żadnym żebrzącym, nawet (a może zwłaszcza) dzieciom. Wyjmując pieniądze nie pokazujmy całego ich pliku. Kobietom polecamy noszenie obrączki (nikt nie sprawdzi jej prawdziwości) oraz zdjęcia przystojnego macho w portfelu. To podstawy, to oczywistości.
Zachęcam do ograniczonego zaufania i źle się z tym czuję. Chętnie podchodziłabym do każdego z sercem na dłoni, ale wiem, że to nie tyle ryzyko, ile głupota. Tymczasem pewnego dnia podszedł do mnie obcy Hindus z dzieckiem na ręku i poprosił, bym je pobłogosławiła. Skoro oni mnie proszą o błogosławieństwo, jak ja mogę mówić, że nie można im ufać?
Można ufać Hindusom i Indiom tak samo, jak każdej innej nacji, wszędzie indziej na świecie. (No, może tylko na Japończykach można polegać bardziej). W Polsce też są wypadki, choroby, naciągacze, złodzieje i problemy. Warto odważnie ruszyć przed siebie, z głową na karku i chusteczkami „dzidziuś” w plecaku, schowanymi na wszelki wypadek.