Dodaj własną opinię

Dodaj opinię

SOLO W GWATEMALI

27.11.2016 / Aśka

Wiecie jak wyglądał mój pierwszy dzień? O świcie na lokalnym lotnisku przywitały mnie wulkany, których sylwetki na horyzoncie dominowały krajobraz. Przelot do Flores na tak niskim pułapie, że spokojnie mógł robić za lot krajobrazowy. Pod nami wulkany, plantacje kawy, plantacje bananów i w końcu soczysta zieleń lasów deszczowych. Śniadanie w hostelu, którego serce wygląda jakby ktoś ustawił stoliczki w środku dżungli. Popołudniu pojechałam do parku Tikal zobaczyć starożytną stolicę Majów w towarzystwie wesołej gromadki ludzi z całego świata. Kilka godzin zwiedzania ze świetnym przewodnikiem. Ja w starwasowej koszulce z bananem na twarzy pozująca przy świątyniach, które pojawiły się na końcu Gwiezdnych Wojen: Nowej Nadziei. Zachód słońca na szczycie siedemdziesięciometrowej Temple IV - pod nami budzący się do życia las, nad nami złoto i czerwień zachodu, a dalej na horyzoncie rozbudowany cumulonimbus podświetlany wewnątrz błyskawicami tak, że wyglądał jak chiński lampion. Całości klimatu dopełniało lokalne piwo, które dla nas przeszmuglował nieoceniony przewodnik ;) Po zapadnięciu zmroku wracaliśmy po ciemku przez dżunglę a tam gdzie korony drzew na chwile ukazywały niebo lśnił biały pas doskonale widocznej Drogi Mlecznej.

To był pierwszy dzień. A potem było jeszcze lepiej ;)

Miałam trochę obaw żeby jechać samotnie do hiszpańskojęczynego kraju z nikłą znajomością języka. Ale okazało się, że angielski praktycznie wszędzie mi wystarczył. Ludzie przemili, mimo tego, że historia bardzo ich doświadczyła (300 lat kolonizacji hiszpańskiej, ponad 100 lat jako amerykańska republika bananowa, korupcja, zamachy stanu, czystki etniczne). Cały czas czułam się i byłam bezpieczna. Miejscowi, którzy sami są co najmniej dwujęzyczni (lokalny dialekt plus hiszpański) a często mówią jeszcze kilkoma innymi językami, bardzo doceniają najmniejsze nawet próby komunikacji po hiszpańsku. Super cierpliwi, uśmiechnięci, chętni do pomocy.

Gwatemala to też taki magiczny kraj gdzie wszystko się tak po prostu dzieje i jest dobrze. Europejczyk musi się przestawić na "czas meksykański" i trochę odpuścić ;) Jeśli wiemy, że bus ma nas zabrać z danego miejsca o danej porze, to zabierze. Nawet jeśli miejsce nie jest jakoś super oznaczonym przystankiem tylko poboczem przy przypadkowym sklepie, a pora minęła 20 minut temu. Naprawdę. Już drugiego dnia oduczyłam się panikować tylko spokojnie czekałam na busik z roześmianym kierowcą, który jakimś sposobem wiedział, że ja jestem tą Joanną, którą ma zawieźć tu czy tam. Co nie zmienia faktu, że i tak mam ogromy podziw dla Pani Natalii - autorki mojej trasy i "dobrego duszka" który się mną opiekował podczas całego pobytu, że potrafiła ogarnąć takie realia i tak doskonale wszystko dla mnie zaplanować :) W ostatni dzień przed wyjazdem poprosiłam smsem, żeby potwierdziła, że kierowca zdąży mnie odstawić na lotnisko następnego dnia i dosłownie kilka godzin później, gdy wróciłam do hotelu w recepcji czekała na mnie wiadomość od kierowcy.

Jestem też jej wdzięczna za to, że mnie przekonała żebym pojechała do Semuc Champey. Nie miałam tego miejsca na mojej pierwotnej liście a okazało się, że te turkusowe laguny ukryte wśród porośniętych lasem tropikalnym stromych skał zapadły mi w serce chyba najbardziej.

Drugi tydzień spędziłam na południu gdzie moją bazą wypadową na trekkingi po wulkanach było niezwykle klimatyczne miasteczko Antigua, a na koniec wylegiwałam się w hamaku na tarasie, z którego miałam widok na jedno z najpiękniejszych jezior świata - Atitlan - i kolejne trzy okalające go wulkany.

Byłam w Gwatemali 10 dni, co wystarczyło żeby zobaczyć najciekawsze miejsca, ale jednocześnie obudziło apetyt na więcej. Na końcu pobytu mieszkałam w hotelu prowadzonym przez Angielkę, która przyjechała na parę dni ponurkować w jeziorze i została na całe życie ;) Ten niezadeptany jeszcze przez polskich turystów kraj ma naprawdę wiele do zaoferowania na stosunkowo niewielkiej przestrzeni. Jest jednocześnie „egzotyczny” ze swoimi bajkowymi krajobrazami, roślinnością, endemicznymi zwierzętami oraz bogatą kulturą (i kuchnią) zarówno Majów jak i ludności hiszpańskiej jak i „cywilizowany” (wiem, okropne słowo) w tym sensie, że każdy znajdzie tu coś dla siebie w takim komforcie jak mu odpowiada. Backpackersi trafią na miejsca, które kipią rozrywką i nie nadwyrężają kieszeni, a osoby szukające odrobiny luksusu też nie będą narzekać.

Na koniec garść informacji praktycznych. Przed wyjazdem robiłam wszystkie zalecane szczepienia (WZW A, WZW B, tężec/błonica, dur brzuszny i wścieklizna) ale tak realnie podczas wyjazdu miałam naprawdę znikome szanse, żeby mieć kontakt z którąkolwiek z tych chorób. Podobnie malaria - ponieważ byłam na północy w porze deszczowej to wzięłam profilaktycznie pastylki, ale okazało się, że komarów prawie nie było, a z tymi które były doskonale radził sobie preparat z zawartością 50% DEET. Jeśli ktoś planuje trekking na najbardziej popularny wulkan Pacaya to warto zabrać jakieś drobne przybory szkolne dla lokalnych dzieci, którym szkołę zniszczył wybuch wulkanu w 2010 roku. Dzieciaki nie wyciągają od turystów pieniędzy tylko właśnie proszą o długopisy i zeszyty. Jeśli ktoś chciałby wejść też na Acatenengo, to warto w Antigua zaplanować co najmniej 4 noclegi.

Podsumowując: żałuję jedynie, że brakło mi czasu na Rio Dulce. Ale z drugiej strony musi mi coś zostać na kolejny raz ;) Była to moja pierwsza przygoda z Planet Escape ale na pewno nie ostatnia.

Planet Escape
Kraje, które mogą cię zainteresować

Kraje, które mogą cię zainteresować

Planet Escape
Oferty, które mogą cię zainteresować

Oferty, które mogą cię zainteresować