Podróż do Nowej Zelandii – w poszukiwaniu kiwi

Zainspiruj się i przeczytaj o podróży swoich marzeń na blogu

Podróż do Nowej Zelandii – w poszukiwaniu kiwi

Przenieśmy się na chwilę w czasie i wyobraźmy sobie, że przypada nam zaszczyt odkrywania i nazywania nowych lądów. Wyobraźmy sobie, że w czasie rejsu w nieznane naszym oczom jawi się nagle nieznany widok – potężne górskie szczyty pokryte białym puchem, otulone gęstą mgłą stożki wulkanów, połyskujące w słońcu, srebrzyste lodowce. Obraz wykraczający poza granice naszego wzroku. Obraz wykraczający poza granice tego, co dotychczas dane nam było zobaczyć? Czy wiedzielibyśmy jak określić taki zakątek?

Te Aotea Roa – Kraina Długiego Białego Obłoku, tak Maorysi nazwali nieznany im wcześniej ląd, na który natknęli się płynąc z Polinezji. W niewielkich czółnach, zwanych waka, przybili do brzegów ówczesnej nowozelandzkiej Wyspy Południowej, będąc pierwszymi ludźmi, którzy postawili na niej stopę. Historycy nadal spierają się czy miało to miejsce już około 800 roku naszej ery czy też dopiero w XIII wieku. Niezależnie od tego Nowa Zelandia nadal pozostaje najpóźniej zasiedlonym fragmentem wielkiego prakontynentu Gondwany, po którego rozpadzie powstały również Australia, Antarktyda, Ameryka Południowa, Afryka oraz subkontynent indyjski.

Według maoryskiej mitologii wyspy Aotearoi powstały nieco inaczej niż opisują to geolodzy. Żyjący w Hawaiki, uznawanej za mityczną ojczyznę przodków, heros Maui wypłynął na otwarte morze. Jego magiczna wędka złapała coś niezwykłego, coś, co z trudem wyłowił z pomocą braci. Była to Wyspa Północna Nowej Zelandii – Te Ika a Maui, czyli Ryba Mauiego. Czółno herosa zamieniło się w Wyspę Południową – Te Waka a Maui, kotwica zaś przekształciła się w  Wyspę Stewarta.

Bez względu na to, jak faktycznie powstała Nowa Zelandia, tworzące ją wyspy zniewalają swym naturalnym pięknem. Kto raz je zobaczy, nigdy o nich nie zapomni, nigdy nie przestanie o nich myśleć i przenigdy nie zarzuci chęci powrotu do prawdziwego raju na ziemi. Uważajcie!

Góra Cooka

Ucieczka Tasmana i przyjaźń z Cookiem

Zanim spróbuję choć trochę przybliżyć Wam krajobraz Nowej Zelandii, na początku odrobina historii. Obmywające zachodnie wybrzeża obu wysp Morze Tasmana, swą nazwę zawdzięcza holenderskiemu żeglarzowi. Abel Janszoon Tasman jako pierwszy Europejczyk pod koniec 1642 roku ujrzał Wyspę Południową i jej Naleśnikowe Skały w okolicach Punakaiki. Dźwięk maoryskich rogów opacznie został uznany przez załogę jako powitanie. Tymczasem rdzenni mieszkańcy zapraszali w ten sposób przybyszy do walki. W potyczkach zginęło czterech marynarzy, a Tasman nie podjął kolejnego ryzyka  zejścia na ląd, uznając odkryte terytorium za nieprzyjazne i nieposiadające gospodarczego znaczenia. Wizycie żeglarza kraj ten zawdzięcza jednak swoją ówczesną nazwę. 23 lata po feralnym spotkaniu Tasmana z Maorysami, na mapach holenderskich nowoodkryte terytoriom określone zostało jako Nieuw Zeeland, w nawiązaniu do holenderskiej prowincji Zeeland.

Przyjazne relacje z rodzimą ludnością nawiązał dopiero angielski żeglarz i odkrywca James Cook, którego nazwiskiem ochrzczona została później najwyższa góra Aotearoi, królowa Parku Narodowego Aoraki. Kapitan podróżował z tahitańskim wodzem Tupaii, będącym jego osobistym tłumaczem w czasie licznych spotkań z Maorysami. Dzięki temu żeglarz dobrze poznał ich życie oraz zamieszkiwane przez nich tereny i skierował wzrok Anglii na potencjał gospodarczy drzemiący w Nowej Zelandii.

Kolonizacja przez Pakeha

Pod koniec XVIII wieku na Wyspę Południową zaczęli ściągać i zakładać osady brytyjscy myśliwi. Przybywali z Australii, w której Brytyjczycy utworzyli kolonię karną dla skazańców, by odciążyć przepełnione już więzienia na Wyspach Brytyjskich. Pierwsza baza myśliwska powstała nieopodal wysuniętego najdalej na zachód fiordu Dusky Sound. Surowe warunki panujące na wyspie nie odstraszały żądnych bogactwa łowców, którzy polowali  na foki i wieloryby. Kolejne osady zaczęły powstawać również na Wyspie Północnej. W Bay of Islands, w dzisiejszym Russell, przewijały się dziesiątki brytyjskich, francuskich i amerykańskich statków wielorybniczych. W ten sposób doszło do pierwszego poważnego kontaktu Maorysów z Pakeha, czyli z Europejczykami.

Dawny brytyjski skazaniec – Edward Gibbon Wakefield, założył prywatną Kompanię Nowozelandzką, której działalność skupiała się na wykupowaniu ziem od Maorysów po zaniżonej cenie oraz sprzedawaniu ich z wysokim zyskiem majętnym kapitalistom, którzy sprowadzali nań wykwalifikowaną siłę roboczą. W obawie przed przejęciem nowozelandzkich wysp przez Kompanię, Wielka Brytania w 1840 roku przysłała do Bay of Islands Williama Hobsona, który miał za zadanie przekonać maoryskich wodzów do zrzeczenia się suwerenności na rzecz Wysp Brytyjskich. W Waitingi przedstawiono warunki umowy. Maorysi mieli zachować prawo do ziemi oraz posiadać prawa tożsame z prawami przysługującymi brytyjskim poddanym. 6 lutego tego samego roku przywódcy plemion z Wyspy Północnej podpisali traktat, zrzekając się jednocześnie suwerenności na rzecz królowej Wiktorii. Do końca maja umowę sygnowali pozostali wodzowie z Wyspy Południowej, a Nowa Zelandia na mocy prawa stała się kolonią brytyjską. Wydarzenia te dały początek  masowemu napływowi imigrantów z Anglii, Szkocji oraz Irlandii, którzy zaczęli przekształcać krajobraz Aotearoi. Rozległe iglaste lasy przeistoczyły się w żyzne pola uprawne i pastwiska dla wszechobecnych dziś owiec, krów i danieli. Drewno uzyskane z wyrębu przeznaczano na rentowny eksport. Z dnia na dzień Maorysi tracili jakikolwiek wpływ na kształtowanie polityki swojego kraju.

Haka, tradycyjny taniec

Konflikt pomiędzy Māori i Pakeha oraz renesans kultury maoryskiej

Traktat z Waitangi z czasem stał się zarzewiem konfliktów pomiędzy rdzennymi Māori a napływowymi Pakeha. Głównym powodem był  gwałtowny rozrost rolnych gospodarstw Europejczyków i wiążące się z tym bezprawne sprzedawanie ziem stanowiących własność maoryskich wspólnot. Kilkukrotnie doszło do krwawych starć między tubylcami a Pakeha, które nie powstrzymały jednak narastającej dominacji tych ostatnich. W 1900 roku Māori stanowili już tylko 10 procent mieszkańców kraju, tworząc izolującą się mniejszość etniczną, prowadzącą wiejski styl życia. Dopiero lata 70. XX wieku zaczęły przynosić zmiany. Wzrost gospodarczy po II wojnie światowej zachęcił Maorysów do poszukiwania pracy w miastach. Masowa migracja do dużych ośrodków przełamała długoletnią izolację. Maorysi coraz śmielej zaczęli zwracać uwagę na kwestię upośledzenia ich kultury i języka oraz nieuzasadnione łamanie postanowień traktatu. Zaczęto organizować marsze protestacyjne, wzmagały się również postawy radykalne. Na skutek narastających niepokoi w 1975 roku powołano do życia Trybunał Waitangi, który rozpoznaje spory powstałe z powodu łamania postanowień traktatu i przyznaje odszkodowania przysługujące maoryskim klanom. Niektóre plemiona otrzymały od rządu wielomilionowe rekompensaty finansowe. Nowelizacji poddano też system głosowania w wyborach do parlamentu, po to, by zwiększyć udział Maorysów w podejmowaniu decyzji dotyczących kraju. Przemiany te pozwoliły rozpocząć nowy etap w historii relacji pomiędzy Māori i Pakeha, który charakteryzuje wzajemna tolerancja oraz renesans kultury maoryskiej, najwyraźniej zauważany na Wyspie Północnej Nowej Zelandii.

Kraina Kiwi, kiwi i kiwi fruit

Kiwi – tak siebie i kulturę swojego kraju określają współcześni Nowozelandczycy i bynajmniej nie mają na myśli zielonego owocu. Termin ten nawiązuje do występującego wyłącznie w Nowej Zelandii uroczego nielota. Niewielki ptak, wielkością zbliżony do kury, jest najmniejszym przedstawicielem rodziny strusiowatych i, co ciekawe, składa największe na świecie jajka w stosunku do rozmiarów swojego ciała. Także jako jedyny wśród reprezentantów gromady, na końcu długiego dzióbka posiada nozdrza, dzięki czemu ma bardzo dobrze rozwinięty zmysł powonienia. Poza tym prowadzi nocny tryb życia, raczej trudno natknąć się na niego w ciągu dnia, jest wiernym monogamistą i żyje przeciętnie 25 lat. Nazwę kiwi zawdzięcza Maorysom, którzy przypisują mu legendarne pochodzenie. Tane Mahuta, władca lasu, pozostawał bezradny wobec pasożytów, które zaatakowały jego drzewa. Zwrócił się o pomoc do ptaków, jednak te pozostały obojętne na jego prośby. Tylko malutki kiwi zleciał na ziemię, by uratować las. Jego szlachetna postawa ujęła władcę, który uczynił go najważniejszym na wyspach. Od tej pory stał się ukochanym ptakiem tubylców. Jako symbol narodowy jego wizerunek zaczął być wykorzystywany dopiero pod koniec XIX wieku, kiedy to małe kiwi pojawiło się na emblematach wojskowych. Nowozelandzkich żołnierzy w czasie I wojny światowej zaczęto określać mianem Kiwi, nie tylko w nawiązaniu do unikatowego dla ich kraju nielota, ale również ze względu na wypolerowane na błysk buty. Dlaczego? Otóż, pewien australijski przedsiębiorca ożenił się z kobietą z Nowej Zelandii. Pragnąc uhonorować jej ojczysty kraj, produkowaną przez siebie pastę do butów opatrzył nazwą zarezerwowaną już wcześniej dla najsłynniejszego ptaka z Aotearoi. Tym sposobem termin Kiwi zaczął utrwalać się jako określenie  dla wszystkich mieszkańców Nowej Zelandii.

Zanim jednak poznamy ich bliżej, należy jeszcze wyjaśnić zamieszanie z owocami kiwi. Przybyły do Aotearoi z Chin jako agrest chiński i świetnie się przyjęły. Założone zostały liczne plantacje, jednak nikt nie przypuszczał, że import owoców, może okazać się kłopotliwy. Trwał okres zimnej wojny, świat był podzielony przez żelazną kurtynę i nie wszystkie państwa, delikatnie mówiąc, przepadały za sobą. Pojawiło się pytanie, jak sprzedać agrest chiński Stanom Zjednoczonym, które ówcześnie z Chinami nie żyły za pan brat. Tęgie głowy od marketingu wpadły na pomysł przemianowania chińskiego agrestu na kiwiberry, dumnie podkreślając z czyich plantacji pochodzą owoce. Zaprotestowali jednak botanicy. Przecież agrest to nie jagoda. Ostatecznie zostało zatem kiwi fruit, czyli owoc uprawiany przez Kiwi.

Queenstown – mekka ekstremalnych sportów

Pierwszy zdobywca Everest, drut ogrodzeniowy numer 8 i Władca Pierścieni

Wyjaśniliśmy już sobie zamęt językowy wokół kiwi, czas zatem bliżej poznać Kiwi. Himalaje, jądro atomowe, Władca Pierścieni, pudełka uczciwości, lody hokey-pokey, drut ogrodzeniowy numer 8, rugby – powiecie, że nie mają z sobą absolutnie nic wspólnego. Na pierwszy rzut oka pewnie tak, jednakże w sposób hasłowy bardzo dobrze charakteryzują mieszkańców Nowej Zelandii. Po kolei.

Queenstown, nazwane na cześć królowej Wiktorii, to prawdziwa stolica sportów ekstremalnych, przyciąga tłumy żądne sporej dawki adrenaliny. Każdy marzy o oddaniu tutaj swojego pierwszego skoku na bungee, a na starym moście Kawarau ustawiają się kolejni śmiałkowie chętni dać nura prosto do szmaragdowozielonej rzeki. To właśnie w tym miejscu powstał pierwszy na świecie komercyjny ośrodek skoków na bangee, założony przez Alana Johna Hacketta, uważanego za diabła w skórze Kiwi. Zainspirowały go rytuały plemion z Vanuatu, gdzie młodzi mężczyźni, by zademonstrować swą odwagę, skaczą z wysokich drewnianych wież, zabezpieczając się jedynie pnączami oplecionymi wokół kostek. Nowozelandczyk zasłynął w świecie, oddając skok prosto z Wieży Eiffla i bijąc kolejne rekordy Guinessa, skacząc czy to z mostów, czy z budynków, czy z helikoptera. Jego wyczyny zarówno przerażają, jak i imponują, wskazując jednocześnie, że być może w żyłach Kiwi płynie krew uzależniona od adrenaliny. Największa na świecie huśtawka Nevis Swing, rozwieszona nad kanionem i osiągająca prędkość 112 km/h, jet boating, zorbing, polegający na staczaniu się ze stoku w rozpędzonej plastikowej kuli, spływy na dętkach pośród jaskiniowych ciemności stanowią nowsze wynalazki pomysłowych Nowozelandczyków. Skoki ze spadochronem, loty paralotnią, ekstremalny rafting bystrymi rzekami, fly by wire, zejście pionową ścianą twarzą w dół w wyprostowanej pozycji to kolejne bardzo kuszące atrakcje w Nowej Zelandii.

Jeśli mowa o miłości Kiwi do niebezpiecznych sportów, nie można zapomnieć o wspinaczce. Górskie wędrówki to wręcz sport narodowy. Nowozelandzki himalaista i polarnik Edmund Hillary zadziwił cały świat jako pierwszy stawiając stopę na szczycie Mount Everest. Wejście skomentował krótko „Przypieprzyliśmy skurczybykowi”. Dumni Kiwi uhonorowali rodaka, umieszczając jego wizerunek na banknocie pięciodolarowym, zaś Królowa Elżbieta II nadała mu tytuł szlachecki. Z zawodu pszczelarz, wolny czas poświęcał na odkrywanie rozpierających się dumnie na Wyspie Południowej Alp Południowych. Również dla niego wyzwaniem okazała się niezaprzeczalna naturalna królowa Aotearoi, przepiękna Mount Cook, nazwana przez Maorysów Aoraki, nakłuwaczem chmur. Ze względu na bardzo dużą wysokość względną wspinaczka na nią nie należy do łatwych. Poziom trudności może przybliżyć liczba ofiar, od momentu pierwszego zdobycia wierzchołka góra zadała śmiertelny cios ponad dwustu alpinistom. Nie odstrasza to jednak kolejnych śmiałków. Nie odstraszają również inne sporty ekstremalne związane z górami. Kiwi chętnie uprawiają tzw. helinarciarstwo. Helikopterem docierają w niedostępne wysokie partie dziewiczych górskich stoków, szusując następnie pośród majestatu otaczających szczytów. Nie straszne im również lodowcowe wędrówki. Przeciskanie się przez wąskie lodowe korytarze, pokonywanie kolejnych odcinków przy użyciu czekanu i liny oraz odkrywanie błękitno-srebrzystych jaskiń  z pewnością nie jest dobrym pomysłem dla osób mających klaustrofobię i słabą kondycję.

DIY, Nagroda Nobla i wiara w ludzką uczciwość

Zapytacie teraz, o co chodzi z drutem ogrodzeniowym numer 8. Kiwi to bardzo zaradny i praktyczny naród. Przodkowie, którzy pierwotnie zasiedlali wyspy, zmuszeni byli zmagać się trudnymi warunkami klimatycznymi, surową rzeźbą terenu oraz izolacją od pozostałych krajów. Pogoda w Nowej Zelandii nie rozpieszczała, nie rozpieszcza i teraz. Potrafi zmieniać się kilka razy w ciągu dnia. Słoneczny dzień w momencie może zamienić się w brutalną nawałnicę, zamieniającą wyschnięte koryta w rwące rzeki, w których niesione są szczątki drzew wydartych lasom porastającym górskie stoki. Nagle okazać się może, że jedyna droga, prowadząca do zamierzonego celu została zablokowana na skutek osunięcia się gruntu i lawiny kamieni. Nagle okazać się może, że trzęsienie ziemi czy wybuch wulkanu niszczy dorobek życia. Przystosowanie się do takich warunków nie było łatwe, jednakże wciąż możliwe. Kiwi znani są dzisiaj ze swojej pracowitości i samowystarczalności, a używany na farmach drut ogrodzeniowy nr 8, to symbol ich zaradności. Szczycą się tym, że przy jego pomocy potrafią naprawić każdy techniczny problem. Prawdziwe złote rączki. Dumni są z osiągnięć swojego rodaka Ernesta Rutherforda, pierwszego na świecie fizyka, który potwierdził istnienie jądra atomowego, i który otrzymał Nagrodę Nobla za wskazanie przyczyny promieniowania pierwiastków radioaktywnych. Cenią sobie męską postawę, której wyrazem jest także uwielbiane rugby. Z wierzchu twardziele mają jednak prawdziwą słabość do lodów hokey-pokey oraz fish and chips. Do tego są narodem ufającym innym. Formą zapłaty za noc spędzoną na kempingu są pieniądze pozostawione w „pudełku uczciwości”. Wyliczona suma zapieczętowana w kopercie wraz z danymi wędrowca ląduje w małej skrzyneczce, ot i cała procedura. Tak samo robi się zakupy u farmera. Naturalne produkty, uzyskane w efekcie czyjejś ciężkiej pracy, są wystawiane przy drodze – nikt ich nie pilnuje, brak kasjera, czeka tylko niewielkie pudełko i wiara w ludzką uczciwość.

Milford Sound

Naturalny plan filmowy

Kiwi to również talenty artystyczne. Russel Crowe, jeden z najbardziej wziętych aktorów na świecie, znany z takich głośnych produkcji, jak Gladiator czy Piękny umysł, urodził się w Wellington na Wyspie Północnej. Prawdziwą sławę Aotearoii przyniosła jednak ekranizacja tolkienowskiej trylogii. Nie ma chyba nikogo, kto nie kojarzyłby Nowej Zelandii z Władcą Pierścieni czy z Hobbitem. Rodzimy reżyser Peter Jackson zamienił swój kraj w jeden wielki plan filmowy, a jego dzieła przeszły do historii światowej kinematografii. Odkrywanie wysp przez pryzmat filmowych kadrów stanowi świetną inspirację dla wielu planujących wycieczkę po Nowej Zelandii. Fani malutkich Hobbitów ciągną do miejscowości Matamata na Wyspie Północnej, by chociaż na chwilę znaleźć się w Shire i zaglądnąć do mieszkań tych niezwykłych stworzeń. Kolejnym przystankiem jest najstarszy park narodowy Nowej Zelandii  – Tangariro. Królują w nim krajobrazy z mrocznego Mordoru, a wulkan Ngauruhoe to nic innego jak przerażająca Góra Przeznaczenia. Wellington i Park Regionalny Kaitoke odwiedzane są przez pragnących przenieść się do krainy elfów Rivendell czy zobaczyć Ogrody Isengardu oraz rzekę Anduin. Na Wyspie Południowej w Parku Narodowym Góry Cooka w majestatycznych, budzących respekt, ośnieżonych szczytach rozpoznacie Góry Mgliste. Królestwa Leśnych Elfów Lothlórien oraz ponownie Isengardu poszukujcie w krajobrazach roztaczających się wokół Jeziora Wanaka oraz w Milford Sound. Zbocza Mount Cardrona stanowią idealne miejsce dla podziwiania spektakularnego widoku Śródziemia, natomiast w Fiordlandzie wypatrywać należy lasu Fangorn, zamieszkiwanego przez tolkienowskich Pasterzy Drzew – entów. W miasteczku Nelson odnajdziecie jubilera będącego autorem oryginalnych filmowych pierścieni, natomiast w Miramar, dzielnicy Wellington, siedzibę ma Weta Workshop, firma odpowiadająca za filmowe efekty specjalne. W  znajdującym się tam muzeum można zobaczyć prototypy bohaterów trylogii.

Ta moko i haka

Kinematografia nie jest jedyną dziedziną, która wyróżnia Nową Zelandię, jeżeli chodzi o artystyczne aspekty. Nie sposób nie wspomnieć w tym miejscu o tradycyjnym maoryskim tańcu i tatuażu.

Haka w zamierzchłych czasach służył odstraszaniu wrogów. To taniec wojenny. Charakteryzują go nienawistne spojrzenia, nienaturalne wytrzeszczanie gałek ocznych, zakrywanie brody językiem, nadęte policzki, zgrzytanie przez zęby,  stanowcze tupanie, uderzanie dłońmi o ziemię, tors i uda. Wszystko to dla wywołania presji na przeciwniku. Dziś uważany jest za element dziedzictwa narodowego i symbol Nowej Zelandii. Przed każdym meczem rugby, narodowego sportu Kiwi,   ukochana drużyna All Blacks, by pokazać swą bezwzględność i niezwyciężoność, tańczy hakę. W nowozelandzkiej armii prezentowana jest w czasie oficjalnych obchodów, często otwierana i zamykana przez kobiety dla podkreślenia ich wyjątkowej roli w siłach zbrojnych. Towarzyszy również przyjęciom weselnym, pogrzebom, uroczystościom rodzinnym. To unikatowy sposób wyrażania emocji, nie tylko negatywnych.

Do Rotoruii  na Wyspie Północnej wielu przybywa w poszukiwaniu maoryskich mistrzów tatuażu. Dla rdzennych mieszkańców zawsze stanowił świętość, formę sztuki traktowanej z najwyższym szacunkiem, formę sztuki, którą doprowadzili do perfekcji. Po lewej stronie twarzy tatuowano historię ojca, po prawej – historię matki. Dwie historie łączyły się pośrodku, w piękny sposób symbolizując początek nowego życia. Ta moko to niepowtarzalna misterna rzeźba w ciele ludzkim, niezwykle osobisty zapis historii konkretnego człowieka. To swego rodzaju dowód osobisty, linie papilarne, tożsamość wypisana na skórze. Wykonanie pierwszego ta moko symbolizowało wkroczenie w dorosłość, rytuał przejścia, próbę. Tradycyjnie stosowano dłutka z ostrej kości albatrosa lub zębów rekina. Pigmenty mieszano z naturalnych składników, takich jak popiół drzewny, przypalany kauczuk czy grzyby. Proces długi i niezwykle bolesny bynajmniej nie odstraszał, a tradycyjna metoda dłutka i młoteczka zachowała się do dzisiaj. Charakterystyczne fale i spirale nawiązują do wszechotaczającego oceanu oraz zalążków liści srebrnej paproci, której gałązka stanowi nieoficjalny symbol Nowej Zelandii. Razem tworzą opowieść. Tylko i wyłącznie Maorysi mogą wyrzeźbić na ciele ta moko, dla Pakeha oraz przybyszów zza oceanu pozostaje kirituhi  inspirowany ta mako. W studiu tradycyjnego maoryskiego tatuażu, najpierw należy opowiedzieć o sobie, o swojej rodzinie, o swojej pracy, o swoich pasjach. Tatuażu nie można zwyczajnie wybrać z katalogu. Ma być on unikatowy, niezwykły, niepowtarzalny. Tak samo jak unikatowy, niezwykły i niepowtarzalny jest każdy człowiek. Tak samo jak unikatowi, niezwykli i niepowtarzalni są Maorysi, a szerzej Kiwi.

Lodowiec Franz Josef

Tam gdzie jeziora mają barwę nefrytu – Wyspa Południowa i Wyspa Północna 

Na koniec postarajmy się choć na chwilę przenieść wyobraźnią do niezwykłej Aotearoi. Zapierające dech w piersiach alpejskie szczyty, niesamowite fiordy, połyskujące w słońcu rozległe lodowce, niezliczone jeziora o nefrytowej barwie, huczące wodospady, miętowo-mleczne rwące lodowcowe rzeki, drewniane wiszące mosty łączące ich brzegi, wszechobecne króliki, soczyste sady i winnice, cudowne wschody i zachody słońca, urzekające wschody i zachody księżyca  – obraz raju, obrazy niczym z biblijnej „Pieśni o stworzeniu świata”, obraz Wyspy Południowej, której dziewiczego piękna nie sposób opisać. Otaczająca przyroda przepełniona jest baśniową aurą. Stare lasy, których omszone drzewa wydają się w sekundę obrócić w proch, rozległe łąki kolorowego łubinu o pięknym intensywnym zapachu, trawiaste wzgórza upstrzone owcami i jelonkami, wszystkie razem pozwalają poczuć się jak w  bajce. Na Wyspie Południowej krajobraz zmienia się jak w kalejdoskopie, a uczucie niesamowitej potęgi natury towarzyszy niezmiennie w czasie odkrywania kolejnych jej zakątków.

Pomimo zjawisk geotermalnych i aktywności sejsmicznej, siostra Wyspy Południowej ubrana jest w łagodniejsze krajobrazy, a wielu przyjeżdża tu, by spotkać się z kulturą maoryską, której nieoficjalną stolicę stanowi Rotorua. Budzące respekt, wciąż aktywne wulkany wznoszące się ponad żyznymi polami oraz zielonymi pastwiskami i winnicami, unoszący się w powietrzu zapach siarki,  gejzery wyrzucające gorącą wodę na wysokość nawet 20 metrów, cieplice, bulgoczące błotne sadzawki o właściwościach leczniczych, do tego szmaragdowe jeziorka, urokliwe zatoczki, spokojne plaże i piaszczyste wydmy – tak prezentuje się oblicze Wyspy Północnej, cieplejszej i znacznie bardziej zaludnionej połówki Aotearoi. W Auckland, stołecznym Wellington czy Bay of Islands poczuć można powiew przeszłych lat i przenieść się na chwilę w czasy wiktoriańskie. Wyspa Północna bowiem to arena najważniejszych wydarzeń historycznych, pamiętająca jeszcze czasy pierwszych kolonii.

Wakacje w Nowej Zelandii to przede wszystkim obcowanie z pięknem dziewiczej przyrody. Pobyt w raju, który zadziwia bogactwem naturalnych cudów. To idealne miejsce dla pragnących uciec przed światem outsiderów. Ma w sobie jednak, można powiedzieć, coś niebezpiecznego, groźnego. Uzależnia niczym tolkienowski Pierścień Władzy. Powtórzę – kto raz zobaczy jej wyspy, nigdy o nich nie zapomni, nigdy nie przestanie o nich myśleć i przenigdy nie zarzuci chęci powrotu do prawdziwego raju na ziemi. Po raz wtóry – uważajcie!…i jak najszybciej wyruszajcie w poszukiwania kiwi 🙂

Ania

Ania

Zainspirowana przygodami młodego bohatera powieści Alfreda Szklarskiego, od dziecka cierpi na rodzaj choroby w gruncie rzeczy nieuleczalnej¬. Dzień w dzień towarzyszy jej pragnienie bycia w drodze. Miłośniczka dziewiczej przyrody, road tripów starymi samochodami, kempingów na końcu świata, spacerów w chmurach….delektowania się chwilą poza utartymi szlakami. Szczerze zakochana w Polsce i dalekich Antypodach. Marzycielka i optymistka tańcząca lindy hop na stokach alpejskich szczytów.

!
Ta strona używa plików cookies.