Co warto zobaczyć w Iranie? Reportaż z podróży do krainy perskich baśni

Zainspiruj się i przeczytaj o podróży swoich marzeń na blogu

Co warto zobaczyć w Iranie? Reportaż z podróży do krainy perskich baśni

Przeglądam zdjęcia przywiezione z dwutygodniowej wycieczki po Iranie i oczy śmieją mi się do nieba błękitnego jak mozaiki na kopułach meczetów, do gór pokrytych śniegiem lśniącym w blasku słońca, do przesypywanych między palcami przypraw we wszystkich kolorach tęczy, do ludzi, z radością zapraszających przybyszów do swoich domów… Iran zauroczył mnie od pierwszych chwil i każdy moment tam spędzony był wspaniałą przygodą. To kraj jak z baśni Szeherezady, jak szkatułka ze skarbami, w którym na każdym kroku natykam się czy to cud architektury, czy to na arcydzieło natury, czy wreszcie na ślady wielotysiącletniej historii.

Mogłabym o Iranie pisać bez końca, ale niech przemówią zdjęcia z 10 miejsc, które zrobiły na mnie największe wrażenie. Jeśli rozważacie podróż do Iranu, koniecznie przeczytajcie, co warto zobaczyć w tym kraju o urodzie, której słowami niemal nie da się opisać!

1. MIASTO TRADYCYJNYCH DOMÓW – KASZAN

Przykurzone tamaryszki i lśniące matową zielenią drzewa oliwne – a w tle pokryte śniegiem, strzeliste szczyty… Palące mimo wczesnej pory słońce, a równocześnie przyjemny chłód.  Za oknem gliniane domy, ciężarówki parkujące na podwórkach pod strzechami, nieduże bloki, miasto płynnie przechodzące w pustynię, a za pustynią – góry, góry, góry… Kaszan jest miejscem sennym, spokojnym, turystów nie ma tu prawie wcale. Stare miasto to urzekający labirynt domów zbudowanych z  piasku, gliny i słomy, których ciepło żółte ściany pięknie kontrastują z lazurowym niebem. Pod wpływem deszczu ich ściany rozpływają się, nabierając opływowych kształtów. Ich remont to najprostsza rzecz na świecie – wystarczy narzucić na ubytek trochę gliny, wyrównać (albo i nie…) i poczekać, aż materiał stwardnieje pod wpływem słońca.

Tak jednak mieszka jedynie biedota. Bo choć Kaszan nazywany jest miastem tradycyjnych domów, określenie to bynajmniej nie dotyczy tych glinianych lepianek. Tradycja kryje się w bogatych, XVIII- i XIX-wiecznych domach kupieckich, zbudowanych w czasach, gdy Kaszan był ważnym ośrodkiem handlowym.

Meczet Agha Borzog słynie z precyzyjnej, symetrycznej architektury i niezwykle atrakcyjnego wyglądu – uważany jest wręcz za jeden z najpiękniejszych w Iranie. Kryje się w małej, bocznej uliczce.

Labirynt łuków, kopuł, mozaik i tajemnych przejść – meczet to istny raj dla fotografa!

Dwa duże ejwany ozdobione są pismem kaligraficznym z cytatami z Koranu, a sklepienie kryształowe przed wejściem jest jednym z ciekawszych przykładów tego typu architektury.

Barwne mozaiki wież kontrastują z piaskową barwą domów – to widok, do którego urody nie sposób się przyzwyczaić.

Z zewnątrz nic nie zapowiada cudów, które znaleźć można w środku domów kupieckich. Pośrodku każdego dziedzińca znajduje się ogród z oczkiem wodnym i dwiema miejscami wypoczynkowymi: zimowym – od strony południowej, by złapać każdy promień zimowego słońca, i letnim – od strony północnej, by przed słońcem tym się ukryć. Oto wewnętrzna ściana dziedzińca w Khan-e Boroujerdi, domu zbudowanego w 1857 roku dla handlarza dywanów o nazwisku Boroujerdi, który to chciał poślubić córkę pana Tabatabei. Warunek postawiony przez ojca oblubienicy był następujący: córka nie mogła mieszkać w gorszych warunkach niż dotychczas, dlatego też zabiegający o jej rękę kawaler musiał zbudować okazały pałac.

Wnętrza kupieckich domów zachwycają bogactwem barw, mozaik, stiuków, luster i zdobień. Nisze nad wejściami do poszczególnych sal ozdobione są kolumienkami, których bazę stanowią płaskorzeźby potworów odstraszających złe duchy. Przy salach przeznaczonych dla mężczyzn monstra stoją, zaś tam, gdzie wstęp miały wyłącznie kobiety – klęczą, oddając cześć płci niewieściej.

Do andaruni, czyli prywatnych pomieszczeń, przeznaczonych tylko dla najbliższej rodziny, nieudostępnianych zwiedzającym, prowadzą potężne drzwi. Wiszą na nich dwie kołatki, w odmiennym kształcie, których stukot brzmi odmiennie. To zaskakujące rozróżnienie ma jednak praktyczne zastosowanie – jedne przeznaczone są dla mężczyzn, drugie dla kobiet. Chodzi o to, by niekompletnie ubrana kobieta, np. bez nakrycia głowy, nie otwarła drzwi mężczyźnie niebędącemu członkiem rodziny.

2. YAZD – UNESCO, ZARATUSTRA I PUSTYNIA

Położone na styku dwóch pustyń miasto należy do najbardziej suchych i upalnych rejonów kraju, a jednak w domach panuje przyjemny chłód, zaś między starymi domami przechadzać się można w rozkosznym cieniu. To zasługa wody sprowadzanej z gór za pomocą podziemnych kanałów, zwanych kanatami, używanej do starożytnej klimatyzacji – bagdirów.  Trudno dostępne, nieprzyjazne tereny pustynne, otaczające miasto, uchroniły je przed licznymi wojnami, przez stulecia pustoszące sąsiednie ziemie. To tutaj chronili się Persowie przed najazdami mongolskimi pod wodzą Czyngis-chana, tu też podczas inwazji Arabów, przeprowadzających konwersje na islam, kryli się zaratustrianie, przedstawiciele jednej z najstarszych religii monoteistycznych, niegdyś dominującej w całej Persji. Dziś wpisane na listę Światowego Dziedzictwa UNESCO Stare Miasto jest bardzo spokojne, życie toczy się za masywnymi, nabijanymi ćwiekami wrotami… W części pieczołowicie odremontowanych, wiekowych domów urządzono hotele, zachowujące tradycyjny układ karawanseraju – dziedziniec z sadzawką, otoczony niewielkimi pokoikami, do których wejście prowadzi wprost z podworca. Strome schody wiodą na dach. Warto wspiąć się tu o brzasku – widok wyzłoconych blaskiem słońca piaskowych budynków i lazurowych płytek zdobiących kopuły meczetów zapiera dech w piersi.

Kompleks Amir Chakhmaq mieści m.in. meczet, karawanseraj, studnię i sklep ze słodyczami. Rzędy ejwanów o doskonałych proporcjach wyglądają najpiękniej późnym popołudniem, gdy słońce w kolorze miedzi rozświetla każdą niszę.

Gdy wczesnym wieczorem włączą fontanny, a po placu przed kompleksem przechadzają się mężczyźni o twarzach ze skórą wygarbowaną wiatrem i słońcem, trudno powiedzieć, czy jest się we współczesnym Iranie, czy na kartach baśni Szeherezady.

Na Starym Mieście, gdzie nie spojrzeć, nad starymi domami w kolorze pustynnego piasku wznoszą się oryginalne klimatyzatory, badgiry, dzięki którym, poprzez odpowiednią cyrkulację powietrza, w domach panuje przyjemny chłód.

Płytki nad głównym wejściem na dziedziniec Meczetu Piątkowego są arcydziełami kaligrafii, przywołującym święte imiona w setkach skomplikowanych wzorów.

Ręce same wyciągają się po barwne, przetykane złotą nicią tkaniny. W końcu to tędy przebiegał Jedwabny Szlak, o którym wspominał już w 1272 roku odwiedzający Yazd Marco Polo!

Wyjście na dach ukazuje zdumionym oczom krępe, przysadziste badgiry, swą piaskową barwą i grubaśnymi sylwetkami kontrastujące z obłędnie kolorowymi mozaikami kopuł i strzelistymi minaretami.

Łuki, krenelaże, opływowe, pracą dłoni nadawane kształty ulepionych z piasku i gliny domów, trwających na tym miejscu od 3, a może nawet i 7 tysięcy lat.

Przemykające pod murami czarne sylwetki swą monochromatycznością kontrastują z barwami mozaik.

Jedno z dwóch wzgórz, na których zaratustrianie składali zwłoki swoich bliskich. Uważali oni, że żywioły – ogień, woda, powietrze, ziemia – są święte i nie wolno ich skalać, dlatego też ciał zmarłych nie grzebali w ziemi, a wynosili na szczyt i tam pozostawiali sępom na pożarcie. Ten rodzaj „pochówku” praktykowano aż do lat 70. XX wieku!

Jazda jeepem przez pustynię to dziecięca, nieskrępowana radość…

…podobnie jak bosa wspinaczka na wydmę – pod warstwą ciepłego, drobnego piasku czai się chłód. I choć ta biała warstwa przykrywająca złoty piach to tylko wymieszana z wapnem sól, to na wcale nie tak odległym horyzoncie majaczą pokryte śniegiem góry.

3. KERMAN, BAZAR I ŁAŹNIA

Kerman do irańskich perełek zdecydowanie nie należy, ale spojrzawszy na niego przychylnym okiem znajdziemy tu to i owo warte grzechu. To przede wszystkim kompleks Ganjali Khan, na który składa się m.in. łaźnia dla dawnych władców miasta czyli hammam, meczet oraz karawanseraj, a przede wszystkim rozległy, ciągnący się wręcz kilometrami bazar. Gdy raz pochwyci w swe macki, można stracić pół dnia nie zauważając upływu czasu, błądząc po stoiskach, na których – prócz obowiązkowej, internacjonalnej tandety – co i rusz błyska prawdziwy skarb.

Malutki, ukryty w zakamarkach bazaru meczet Ganj Ali Khan szczyci się wspaniałym sklepieniem, do którego ozdobienia użyto m.in. czerwonych płytek, bardzo rzadko stosowanych.

Irańska architektura zachwyca wyjątkowo harmonijnym połączeniem funkcji użytkowych z dekoracyjnymi – ten lazurowy ażur to nic innego, jak kratka wentylacyjna!

Nad wejściem do dawnej łaźni, kryjącej oryginalne muzeum, widnieje wyjątkowo interesująca płyta wmurowana w portal. Oto jak XVII-wieczni Irańczycy wyobrażali sobie tak egzotyczne zwierzęta, jak słonie (lewy dolny róg), zające (u góry, na środku) i lwy (po prawej). Cóż, znali je wyłącznie z lektur i ustnych przekazów…

Na bazarze naprawdę łatwo się zgubić (to nie problem) i stracić poczucie czasu (to już większy kłopot).

4. PUSTYNIA LUT I KALUTY

Z Kermanu do The Kaluts, wyrzeźbionych wiatrem z piasku zamków, jest zaledwie 100 km. To około 1,5 godziny dobrze utrzymaną, gładką drogą. Wydawałoby się – niewiele. Ale trasa wiedzie przez jedne z najwyższych irańskich gór, przez przełęcze położone na wysokości około 2000 m n.p.m. To jak podróż do zupełnie innej krainy! Jeszcze na początku marca na drogach leży wysoki śnieg, w którym utknąć może nawet sprawny, irański kierowca, przyzwyczajony do tutejszych warunków. Pół godziny niżej, po drugiej stronie pasma górskiego, już na terenie Pustyni Lut, mieści się wioska, w której zanotowano najwyższą w Iranie temperaturę: 70,7°C.

W uszach czuć zmieniające się ciśnienie. Nagie skały w różnych odcieniach brązu, których kurczowo trzymają się niewielkie, kuliste kępy suchej trawy, poprzecinane są biegnącymi raz pionowo, raz poziomo wielobarwnymi żyłami – im więcej kolorów, tym więcej minerałów. Bogactwo tej ziemi jest niezmierzone, jednak łatwe pieniądze płynące z wydobycia ropy rozleniwiają. Wyschnięte tamaryszki zlewają się z tłem, od czasu do czasu w niebo celują kompletnie wyschnięte szkielety drzew, wygrażających białymi jak kości gałęziami bezchmurnemu, niepokalanie błękitnemu niebu. I nagle – kolejna zmiana scenografii. Skaliste szczyty gwałtownie przechodzą w idealnie gładką, płaską pustynię, z której niebawem wyłonią się kaluty – dziwaczne, piaskowe zlepieńce o fantastycznych kształtach, kojarzących się raczej z Dzikim Zachodem i USA.

Jeszcze nie tak dawno ciągnęły tędy karawany wielbłądów – dziś ich miejsce zajęły ciężarówki. Ich karawanserajami nie są już gliniane, przysadziste forty, budowane od XVII wieku, w odległości 30 km od siebie (tyle wynosił dzienny dystans, który mógł pokonać wielbłąd), ale z rzadka rozrzucone stacje benzynowe, przybytki wątpliwej jakości buł kebabów i pysznego lawaszu oraz orzeźwiającego dough wprost z lodówki.

Wioski tuż za linią gór słyną z najsmaczniejszych w tej okolicy pomarańczy, sprzedawanych wprost z samochodów, zaparkowanych na poboczach dróg, wprost w piachu.

Kalut w języku perskim oznacza „zamek z piasku” i nazwa ta jest nader trafna – strzeliste, czerwone góry o wymyślnych kształtach faktycznie przywodzą na myśl zbrojne fortece, każdą piękniejszą i bardziej fantazyjną od poprzedniej.

Na pustyni akurat zaczyna się burza piaskowa, więc bezchmurne do tej pory niebo nabiera żółtej tonacji, cienie wydłużają się, a podrywany gwałtownymi podmuchami wiatru piach włazi w aparat i przykrywa twarz cienką, szorstką warstwą.

5. JAK FENIKS Z POPIOŁÓW – ZMARTWYCHWSTAŁA TWIERDZA BAM

Jeszcze niedawno Bam było potężną twierdzą, z rodowodem sięgającym III wieku. Trzęsienie ziemi, które nadciągnęło grudniowej nocy w 2003 roku, obróciło ją w smutną stertę gruzów, pod którymi zginęło 30 tysięcy ludzi. Jednak nie z ran – twierdza zbudowana była z gliny i słomy, które rozsypały się w proch, dusząc niespodziewające się niczego ofiary. W odgrzebywaniu zwłok brały udział m.in. sprowadzone z Polski psy.

Niedługo po tej tragedii krajobraz kulturowy Bam wpisano na listę Światowego Dziedzictwa UNESCO. Wraz z tym do Iranu popłynął strumyczek pieniędzy, przeznaczonych na odbudowę twierdzy. I odbudowa ta wrze. Oczywiście „wrze” jak na irańskie warunki. Tuż przy głównej bramie widać dwóch robotników, którzy nad dziurą w ziemi, wypełnioną gliną i błotem, przesiewają słomę. Pomysł genialny w swej prostocie – twierdzę odbudowuje się z tych samych materiałów, z których wieki temu została zbudowana. Dosłownie z tych samych. Sterty pyłu, gliny, piasku i słomy, w które obróciła się forteca podczas trzęsienia ziemi, są zalewane wodą, a robotnicy z tak utworzonej masy formują zgrabne cegiełki, suszone później na słońcu. Dziś życie toczy się w powstałym nieopodal mieście, a sama twierdza świeci pustką, przeciągają po niej wyłącznie nader obfite wycieczki szkolne.

Odbudowywana twierdza do złudzenia przypomina tę, która 16 lat temu legła w gruzach.

Palące słońce, 25°C w cieniu, a, zdawałoby się, na wyciągnięcie ręki – szczyty gór pokryte śniegiem.

Miasto Bam, wyrosłe obok starożytnej twierdzy.

Dziewczęta z wycieczki szkolnej rozsypały się po zakamarkach twierdzy szczebiocząc jak wróbelki, tak samo ćwierkotliwe i radosne. Twierdza zainteresowała je średnio, ale możliwość zrobienia sobie zdjęć z cudzoziemcami, których widziały po raz pierwszy w życiu – jak najbardziej.

6. WYSPA QESHM

Droga wijąca się przez kamieniste, nagie, wielobarwne góry prowadzi na południe, w dół, aż na sam skraj Iranu, skąd dojrzeć można rozciągający się po drugiej stronie zatoki Oman. Nocny prom z Bandar Abbas na Qeshm to przygoda sama w sobie. Z każdym przepływanym kilometrem robi się coraz cieplej, upał i unosząca się w powietrzu sól obklejają twarz lepkim filtrem. Rzuca się w oczy odmienność kobiecych strojów – już nie czarne hidżaby, a kolorowe suknie i barwne chusty.

Qeshm to wyspa – eksperyment. Jakiś czas temu, na fali religijnej odwilży, zaplanowano tu budowę ogromnych kurortów dla turystów, którzy mogliby tutaj – w jedynym w Iranie miejscu – kąpać się w morzu, i tym samym odsłaniać swe grzeszne ciała. Pomysł świetny, tym bardziej, że ciągnące się kilometrami piaszczysto-kamieniste plaże, łagodnie obniżające się dno, ciepła i spokojna woda w głębokim odcieniu szmaragdu stwarzają idealne warunki do kąpieli. Budowa ruszyła z impetem i na wybrzeżu błyskawicznie wyrosły ogromne, betonowe molochy. Błyskawicznie – lecz niewystarczająco szybko, by zdążyć przed kolejną zmianą kursu. Gdy do głosu znów doszli religijni fundamentaliści, pomysł otwarcia wyspy dla turystów umarł śmiercią naturalną. Niewykończone hotele, w większości w stanie surowym, straszą pustymi oczodołami okien, porastając rzadką, szorstką trawą i ostami.

Ale Qeshm i tak przyciąga podróżników i turystów. Tych pierwszych – nieprawdopodobną urodą krajobrazu, groźnego i w pewnym sensie martwego, na który składają się piasek, skały, pustynia, słona woda, a przede wszystkim fantastyczne formacje skalne, które podziwiać można w kanionie Chahkooh. Tych drugich – strefą wolnocłową, dzięki której ceny są tu naprawdę niskie, a swe podwoje przed spragnionymi zakupów otwierają najrozmaitsze sklepy, zaś gigantyczny bazar zajmuje całe centrum głównego miasta. Cóż jeszcze? Lasy namorzynowe, tradycyjne stocznie, wioski mniejszości etnicznej Bandari, solna jaskinia, Dolina Gwiazd, spacer po dnie prehistorycznego morza, rejs w poszukiwaniu delfinów – aż trudno uwierzyć, że na tej niewielkiej w sumie wyspie, gdzie ponoć mieścił się biblijny Eden, znaleźć można aż tak wiele atrakcji.

W porcie w Qeshm Town stoją duże, drewniane statki, identyczne jak te, którymi na swoje eskapady wypuszczał się Sindbad Żeglarz. Piaskowy kadłub i błękitne nadburcie – nie sposób oderwać wzroku i aparatu.

Statki te do dziś budowane są ręcznie, z wykorzystaniem najprostszych narzędzi.

Warto wybrać się na przejażdżkę łódką po zatoce i podpłynąć do tradycyjnie zakładanych sieci oraz mangrowców, ciekawsko wystawiających z wody korzenie niczym czułki. W koronach drzew drzemią filozoficzne czaple, za nic mające warkot motorówki.

Wielu mieszkańców Qeshm utrzymuje się z przemytu. Takimi właśnie motorówkami szmuglowana jest kontrabanda, z której do niedawna pochodziła większość towarów sprzedawanych w sklepach Qeshm Town.

Niezwykłe formacje skalne geoparku są jedną z ciekawszych atrakcji wyspy. Niegdyś na powierzchni Qeshmu rozlewał się ocean, którego ślady pozostały pod postacią skamieniałych muszli, świetnie widocznych we wszechobecnych skałach.

7. HORMUZ – TĘCZOWA WYSPA

Malutka wysepka, którą bez problemu w jeden dzień objechać można samochodem czy rowerem (choć jej pagórkowate ukształtowanie zdecydowanie nie ułatwia sprawy niewprawnym rowerzystom), jest istnym cudem natury. Trudno się więc dziwić, że turystów, zwłaszcza w święta, jest tu mnóstwo. Po wąskich drogach przemykają tuk tuki, wypełnione rozbawioną, śpiewającą czeredą, tańczącą na siedzeniach do wtóru głośnej muzyki. Wzrok natychmiast przyciągają bajecznie kolorowo ubrane kobiety, które osłaniają twarze niewielkimi, pstrokatymi maseczkami, haftowanymi złotą i srebrną nicią. Fantastyczne barwy strojów doskonale uzupełniają kolory krajobrazu – wyspa pełna jest najrozmaitszych minerałów, dlatego tutejsze skały mienią się najrozmaitszymi odcieniami zieleni, czerwieni, ochry, żółci…

Kolorowe maski na twarzach to nie wymóg religijny, a zdrowy rozsądek – na Hormuz słońce pali okrągły rok, a promienie odbijające się od skał niszczą delikatną cerę tutejszych kobiet.

Tatuaże z henny to kolejny, oprócz wyrobu biżuterii i pamiątek, sposób na zarobienie paru riali.

Kolory skał potrafią przyprawić o zawrót głowy.

Wypłukiwane ze skał żelazo, odpowiedzialne za czerwonawe zabarwienie, unosi się w szmaragdowym oceanie. Chwilami można odnieść wrażenie, że właśnie popełnione zostało wyjątkowo krwawe morderstwo – krwista czerwień wody potrafi być niepokojąca.

Raj dla plażowiczów, niestety kąpać się nie można, nawet w ubraniu. Niektórzy młodzi Irańczycy nic sobie z tego nie robią i wskakują do ciepłej jak zupa wody, reszta jednak grzecznie siedzi na piasku, co najwyżej mocząc stopy i brodząc po gładkim, czyściutkim piasku.

Niegdyś funkcjonowały tu przetwórnie rybne. Gdy splajtowały, przyszedł głód. Wtedy to właśnie kobiety wzięły sprawy w swoje ręce: nauczyły się nowego rzemiosła i na każdym kroku wyrosły małe kramiki z oryginalną biżuterią, maskami, wypełnionymi kolorowym piaskiem buteleczkami, haftowanymi chustami i rzeźbami.

8. SZIRAZ – SERCE PERSKIEJ KULTURY

Choć w Szirazie, rozsławionym przez wino ze szczepów o tej samej nazwie, nie skosztujemy już tego wybornego trunku, to na brak wrażeń z pewnością narzekać tu nie można. Wystarczy przysiąść w cieniu drzew w ogrodzie otaczającym grób Hafeza i posłuchać, z jaką powagą i przejęciem recytowane są jego wiersze, by zrozumieć, dlaczego Sziraz nazywany jest miastem poezji. Wieść niesie, że jego tomiki znajdują się w każdym irańskim domu – w przeciwieństwie do Koranu… A gdy dołożyć do tego rozszczepione przez witraże światło kładące się barwnymi plamami na podłodze i ścianach Różowego Meczetu, miriady lusterek i wyjątkowe mozaiki meczetu Shah Chergah czy aromat gorzkiej pomarańczy w ogrodach Naranjestanu i wędrówkę po labiryncie wiekowego bazaru – ilość wrażeń uderza do głowy bardziej niż najmocniejszy trunek!

O poranku meczet Nasir-al-Molk wypełnia się ludźmi. To właśnie wtedy wpadające przez barwne witraże światło najpiękniej maluje skromne wnętrze ciepłymi, różowymi plamami.

Wspaniały, ogromny meczet Shah Cheragh to jedno z szyickich miejsc kultu: znajdują się tu się grobowce dwóch braci, Ahmeda i Mohammeda, synów Musa al-Khadima, siódmego szyickiego imama. Część sklepień i ścian wyłożono maleńkimi lusterkami, w których w nieskończoność odbijają się wykwintne mozaiki. Kobiety wchodzące na teren meczetu muszą osłonić całe ciało hidżabem, otrzymywanym przy wejściu.

Wewnątrz pawilonu zachwycają niezwykle bogato zdobione sufity, pięknie pomalowane w scenki rodzajowe. Można tu kupić ciekawe rękodzieła, w tym miniatury malowane na  kości wielbłąda i płytki inspirowane antycznymi motywami.

9. PERSEPOLIS

W stwierdzeniu, że w Persepolis spędzić można cały dzień, nie ma cienia przesady. To nie tylko zwalone kolumny, resztki świątyń czy rozrzucone na dużej przestrzeni ruiny. To przede wszystkim zachwycające delikatnością rysunku płaskorzeźby, na których przedstawiono procesje z darami, ciągnące przed tron króla królów – szachinszacha. Spoglądając na precyzję i maestrię tych reliefów z łatwością wyobrazić sobie można, że to założone przez Dariusza I w 518 roku p.n.e., miasto, stolica imperium Achemenidów, przyprawiała przybywających tu gości o zawrót głowy. Persepolis – czyli „miasto Persów” – należy do najświetniejszych i największych stanowisk archeologicznych świata, nie mając sobie równych i będąc wyjątkowym świadectwem jednej z najstarszych znanych nam cywilizacji.

Zachodniego progu Bramy Kserksesa strzeże para lamassu, byków z głowami brodatych mężczyzn; przy wschodnim wejściu również stoi para byków, tym razem skrzydlatych, odzwierciedlających moc imperium.

Strzeżone przez kamiennych żołnierzy schody ozdobione są misternie rzeźbionym fryzem. Przedstawione na nich postacie to przedstawiciele rozmaitych narodów, które odwiedzały Persepolis, a także perscy notable, Gwardia Imperialna i Nieśmiertelni – gwardziści królewscy.

Królowie Achemenidów, zainspirowani mezopotamską architekturą, wznieśli wspaniały kompleks pałacowy. Składają się nań majestatyczne hale, monumentalne schody, sale tronowe i audiencyjne ze ścianami pokrytymi rzeźbionymi fryzami, gigantyczne skrzydlate byki i zaskakująco smukłe kolumny zwieńczone wyszukanymi kapitelami.

10. PÓŁ ŚWIATA – ISFAHAN

Jest takie perskie powiedzenie: „Jeśli zobaczyłeś Isfahan to tak, jakbyś zobaczył pół świata”. Coś w tym jest. To tu znaleźć można magiczne meczety udekorowane zjawiskowymi mozaikami, jeden z największych placów na świecie, mosty nad rzeką, która raz jest, a raz jej nie ma… Gigantyczny plac Imama Chomeiniego, zwany potocznie Obrazem Świata, to pierwsze miejsce, do którego zwiedzający kierują kroki. Jest tak wielki, że doczekał się własnego środka komunikacji – przypominających nieco krakowskie dorożki konnych bryczek. Otaczają go meczety i pałace, których mozaiki i freski odbijają się w basenach tańczących pośrodku placu fontann. Przez główną bramę wchodzi się na Wielki Bazar, który jest… cóż, wielki. Perski dywan? A może tylko chustka z wzorem żywcem przeniesionym z kopuły meczetu? Mosiężny tygielek do parzenia kawy? Srebrna biżuteria zdobiona lapis lazuli? Obrus z motywem drzewa cyprysowego, barwiony tradycyjną metodą? Jedwabne kaftany i ręcznie haftowane bluzki? Błękitne metalowe talerzyki? Trzeba uciekać jak najszybciej, bo riale same wymykają się z torebki!

Może więc przespacerować się do Meczetu Piątkowego, jednego z najstarszych – a zarazem największego – meczetu w Iranie? Albo powędrować wzdłuż wyschniętej rzeki Zayandeh, której brzegi spinają wspaniałe, zabytkowe mosty? Pomiędzy ich arkadami przechadzają się zakochani, kryjąc się przed oczyma policji obyczajowej, często też spotykają się tu isfahańczycy, by przy dźwiękach gitary śpiewać rzewne pieśni.

Wokół Placu Imama spacerować można bez końca, wałęsając się po kryjących się w arkadach sklepikach z rękodziełem…

… zadzierając głowę w stronę przepięknych sklepień, ciesząc wzrok błękitem minaretów i kopuł.

Niegdyś z gór spływała rzeka Zayandeh, zwana życiodajną. Jeszcze 10 lat temu wysychała okresowo, w tym momencie nie dopływa już do Isfahanu wcale, lecz wciąż jej brzegi łączą wspaniałe mosty, dla wielu isfahańczyków będące ulubionym miejscem spacerów.

Z zewnątrz nic nie zapowiada cudów, które kryją się we wnętrzu ormiańskiej katedry Vank.

Zbudowana w połowie XVII wieku piękna ormiańska świątynia zachwyca fantastycznymi malowidłami, ukazującymi biblijną wersję stworzenia świata i wygnania z Edenu. Tuż nad wejściem znajduje się przedstawienie nieba i piekła: czarne i brązowe diabły zarzynają białych, nagich ludzi (to prawdopodobnie jedyne miejsce w Iranie, gdzie zobaczyć można wizerunek nagiej kobiety), którzy zgrzeszyli, zaś do nieba podąża rząd wiernych z zapalonymi świecami.

W katedrze mieści się także małe muzeum, prezentujące świetny zbiór ilustrowanych Ewangelii i Biblii, z których kilka pochodzi już z X wieku.

Aga Spiechowicz

Aga Spiechowicz

Zwariowana wariatka o pozytywnym usposobieniu, zagrzebana w książkach miłośniczka kotów, kąpieli w przeręblu i długich wędrówek po beskidzkich szlakach. Gdy wystawi nos z lektury i akurat nie wyrusza na włóczęgę, lubi zgłębiać tajniki zielarstwa, projektować książki i eksperymentować z fotografią. W Planet Escape wypełnia zawartością niezliczone strony przewodników, wciąż wydłużając listę krajów do odwiedzenia – w końcu, według św. Augustyna, „świat jest książką i ci, którzy nie podróżują, czytają tylko jedną stronę".

!
Ta strona używa plików cookies.